Beton zamiast drzew, asfalt zamiast rozumu

opowiecie.info 7 godzin temu

Coraz więcej opolan ma dość. Zamiast drzew – parkingi, zamiast zieleni – dokumentacje nowych dróg. W liście do radnych mieszkanka miasta pisze wprost: nie chcemy kolejnej „trasy średnicowej” pod oknami. I trudno się z nią nie zgodzić. Bo Opole, zamiast oddychać, coraz szybciej zastyga w betonie.

Mieszkanka Opola ma rację – i to w stu procentach. Choć w urzędowych gabinetach lubią się pocieszać, iż beton to „rozwój”, a każdy nowy kawałek asfaltu to „komunikacyjny sukces”, mieszkańcy widzą prawdę gołym okiem: Opole z roku na rok traci oddech. I nie dlatego, iż smog – choć ten też się trzyma dzielnie – ale dlatego, iż ktoś postanowił zabetonować choćby resztki tego, co jeszcze wyglądało jak miasto dla ludzi.

List, który trafił do radnych, brzmi jak głos rozsądku w miejskim kakofonicznym koncercie klaksonów, betoniarek i samozachwytu. Autorka nie domaga się niczego nierealnego: chce tylko, by władze przestały pakować kolejne miliony w „dokumentacje trasy średnicowej”, która ma połączyć samochody z ich naturalnym środowiskiem – czyli z kolejnymi pasami asfaltu. Warianty, podwarianty, autopoprawki, analizy ruchu – a w tle jedno: miasto, które coraz mniej ma wspólnego z ideą życia, a coraz więcej z symulatorem ruchu drogowego.

Cztery miliony złotych na kolejną papierologię? Tyle, ile roczny budżet czterech przedszkoli! Czyli cztery miejsca, w których dzieci uczą się świata, zanim wyjdą zderzyć się z miejską logiką: iż szybciej przejedziesz przez miasto samochodem niż przejdziesz pieszo przez przejście dla pieszych.

Bo przecież Opole – zamiast być zieloną oazą, którą mogłoby być – powoli zamienia się w laboratorium inżynierii drogowej. Każdy nowy pomysł na „usprawnienie komunikacji” oznacza mniej zieleni, mniej drzew, mniej cienia. Zostaje za to więcej parkingów, rond i „tymczasowych” ogrodzeń, które z czasem stają się trwałym elementem pejzażu.

Kiedy władze chwalą się przebudową ulicy Niemodlińskiej, opolanie pytają: a gdzie są drzewa? Zniknęły. Tam, gdzie można by było posadzić szpaler lip – wylano kostkę i asfalt. Ulica Nysy Łużyckiej? Zamiast zielonego korytarza – wyspy ciepła i sygnalizacje świetlne. Pasieka, niegdyś oaza spokoju? Kolejny teren, który coraz bardziej przypomina drogowe skrzyżowanie, gdzie pieszy jest intruzem, a rowerzysta – problemem organizacyjnym.

Nie zapominajmy też o obwodnicy południowej – tej wielkiej ambicji, która od lat pełni funkcję inżynierskiego mitu o Opolu nowoczesnym i ruchliwym. A w praktyce – niekończący się proces „opracowań”, „uzgodnień” i „analiz”, które wciągają miliony jak czarna dziura. Z każdym nowym opracowaniem coraz mniej zostaje miejsca na sens i przyrodę, a coraz więcej na tłumaczenia, iż „tak trzeba”.

I może najbardziej uderzająca w liście mieszkanki jest nie złość, ale troska. Ona nie krzyczy – pyta: po co to wszystko? Dlaczego kolejna trasa ma powstać tu, w sercu miasta, w strefie objętej ochroną, tuż pod oknami domów i instytucji? Komu służy to „usprawnienie”, skoro coraz trudniej przejść przez ulicę, oddychać i mieszkać bez dudnienia silników pod oknem?

A może rzeczywiście – jak ironicznie zauważa autorka – chodzi o to, by Opole stało się „darmowym torem wyścigowym”? Wszak miasto już dziś hojnie wspiera różne „sporty motorowe”, w których decybele i spaliny zdają się ważniejsze niż zdrowie mieszkańców.

Miasta, które chcą być nowoczesne, inwestują dziś w parki, zieleń, ciche ulice i transport publiczny. Miasta, które zatrzymały się w XX wieku, inwestują w asfalt i hałas. Wybór jest więc prosty: można dalej wierzyć, iż beton to przyszłość. Albo – jak mieszkanka Opola – mieć odwagę zapytać, kto adekwatnie chce nam to miasto odebrać i komu ma służyć ten betonowy sen o potędze.

Bo jeżeli przez cały czas będziemy betonować wszystko, co się da – to w końcu i my, mieszkańcy, staniemy się tylko elementem tej infrastruktury. Tępym, szarym, ułożonym w rząd.

Fot. melonik

Idź do oryginalnego materiału