Czuł, iż nie jest tu mile widziany, bo znów musi wyruszać w drogę, by szukać nowego schronienia i jedzenia – ale jego wycieńczone łapy nie były w stanie podtrzymać chorego ciała…

6 dni temu

Wiesz, iż nikt nie cieszy się, iż muszę znowu wyruszyć w poszukiwaniu nowego schronienia i jedzenia a moje łapki już nie wytrzymują trzymać wyczerpanego, chorego ciała

Rozumie to doskonale: nikt tu nie czeka. Muszę dalej czołgać się w stronę jakiegoś azylu, znaleźć schronienie, pożywienie ale łapki nie podtrzymują już zmęczonego, chorego organizmu

Kornelia Borek od zawsze była osobą odpowiedzialną.

W przedszkolu pilnowała, by dzieci odkładały zabawki na miejsce. W szkole powierzono jej dyżury porządkowe. Na studiach była przewodniczącą grupy. W pracy dobrowolnie zbierała fundusze na firmowe imprezy i prezenty dla kolegów. Poczucie obowiązku wydaje się być wplecione w jej charakter.

Dlatego, gdy mieszkańcy jednogłośnie wybrali ją na opiekunkę klatki schodowej, Kornelia nie była zaskoczona. Mimo młodego wieku podchodzi do zadania z zapałem.

Kornelio, na czwartym piętrze Królowie ulica huczy do późna, nie da się spać narzeka Helena Stawik, starsza sąsiadka.

Kornelia natychmiast wprowadza porządek, tak przekonująco rozmawia z zakłócaczami, iż choćby najgłośniejsi lokatorzy przyznają się do winy i obiecują zmiany.

Kornelio, ktoś po prostu wrzuca śmieci w kosz, nie wynosi ich do pojemnika! jęczą mieszkańcy.

Kornelia stoi w miejscu, patrzy na nieporządek i bezlitośnie zawstydza ich. Klatka lśni czystością, a przy wejściu rozkwita rabat pełen kolorowych kwiatów. Kornelia jest we wszystkim dumna. Czasem staje przed domem, by podziwiać własny efekt. Wszystko jest tak, jak powinno być. Daje radę. Inteligentna dziewczyna.

Aż pewnego dnia przed budynkiem pojawia się pies

Brudny, splątany, szczerbaty, rudawy z domieszką czerni, który przedarł się aż do naszego podwórka i schował się pod balkonem, by przetrwać noc.

Pierwsze zauważają go dzieci. Podbiegają, ale matki, wyczuwając niebezpieczeństwo, krzyczą:

Natychmiast do domu! To może być niebezpieczne!

Łapią dzieci i odganiają biedaka:

Znikaj stąd! Do cholery! Idź!

Pies próbuje wstać, nie udaje mu się. Potem próbuje się czołgać, ale to go przerasta. Zaczyna płakać, patrząc smutno na krzyczących ludzi. Łzy spływają po jego pysku.

Matki są zakłejane. Sytuacja wymaga zdecydowanej reakcji, ale wezwać służby lub schronisko wydaje się przesadą. Wtedy wchodzi Kornelia jedyna nadzieja:

Tam pies! krzyczą w chórze. Kornelio, ogarnij! Niebezpieczny!

Kornelia podchodzi bliżej i zagląda pod balkon. Ich spojrzenia się spotykają jej surowe, jego pełne zagubienia.

Pies wzdycha, podejmuje kolejny bezcelowy ruch, by się podnieść. Rozumie, iż tutaj nie ma dla niego nic. Nie ma siły, by chodzić, ani stać. Z ust wydobywa się jedynie ciche jęki.

Serce Kornelii ściska się.

Wygląda na to, iż ma ranę w łapie mówi głośno. Musimy go zabrać do weterynarza.

Matki wymieniają spojrzenia. Wszyscy myślą tylko o jednym: Tylko nie my musimy się w to wplątywać! W pośpiechu wprowadzają dzieci do domu:

Ojej, musimy już iść! Dzieci też muszą iść spać! No, ruszajmy, Kornelio, rozwiąż to!

I zostawiają dziewczynę samą z porzuconym zwierzęciem.

Kornelia wzdycha, zerka do torby i liczy, czy wystarczy pieniędzy na weterynarza. Nie może samodzielnie podnieść psa jest nie tylko brudny, ale i ciężki.

Szuka pomocy, rozejrzy się i zauważa pod klatką wjazd starego Fiata 126p, tego samego, którym jeździ rodzina Królów.

Z samochodu wyskakuje Jarek Król.

O! To już prawdziwy strażnik domu! Co tu się dzieje? mruga wesoło.

Lepiej pomóżcie odpowiada poważnie Kornelia, kiwając w stronę balkonu.

Jarek schyla się, zauważa psa.

Twój?

Oczywiście, iż nie! wybucha Kornelia. Musimy mu pomóc. Weterynarz jest blisko, ale nie mamy środka, by go przewieźć.

Jarek przygląda się psu, potem swojemu samochodowi, wzdycha ciężko:

Znam mojego Lusię zbesztrzy, jak się dowie! Ale co zrobimy dla dobra zwierzaka?

Wyciąga z bagażnika stary koc i rozkłada go na siedzeniach.

Jedziemy ratować! Tylko jeżeli będzie kłopotu, ty mnie za to odkupisz!

Jasne! obiecuje Kornelia, po czym delikatnie zwraca się do psa: Chodź, maleńka, zaniosę cię do lekarza. Trzymaj się.

Pies pozwala się podnieść, nie sprzeciwia się. Kornelia głaszcze go w drodze, szepcąc uspokajające słowa.

W przychodni weterynaryjnej wita ich młody lekarz z kręconymi włosami i poważnym wyrazem twaróz. Dokładnie bada pacjenta, zakłada szynę na zranioną łapę i wypisuje leki.

Musi dużo leżeć, ma pęknięcie tłumaczy.

Czy jest w ciąży? pyta Kornelia zdziwiona, czując się nieco nieporadnie.

Wygląda na to, iż niedawno zaszła w ciążę przytakuje lekarz.

Co zrobimy? drży jej głos.

Nie mogę jej zabrać do domu odmawia Jarek. Lusia wypędzi ją z mieszkania.

Ja też nie mam możliwości szepcze Kornelia.

Należy gwałtownie znaleźć rozwiązanie.

Zbierzmy wszystkich mieszkańców! Razem coś wymyślimy! proponuje stanowczo Jarek.

Mam taką nadzieję wspiera ich lekarz. Po tygodniu na pewno przyjdą po zwierzak. Zapisali się już. Jak się nazywacie?

Kornelia podaje swoje imię.

A jak ma na imię pies? pyta lekarz.

Kornelia i Jarek patrzą na siebie. Nie znają imienia nie ma obroży, nie ma chiptags.

Agata! pierwsze, co przychodzi Kornelii do głowy.

Pies podnosi uszy i spogląda na nią.

Podoba ci się imię? Będziesz Agatą, dobrze? pyta delikatnie Kornelia.

Pies kicha.

Zgodził się zauważa uśmiechnięty lekarz. Możecie zabrać Agatę. Jestem pewny, iż będziecie się o nią dobrze troszczyć!

Kiedy trójka wraca na klatkę, czeka już na nich surowy wzrok Jana Króla, który z ręką opartą na poręczy patrzy w dół.

Gdzie to było? pyta ostro, ale gdy zobaczy Jarka z psem w ramionach, milczy, szeroko otwierając oczy.

Janie, to pies wpadł i jeszcze jest w ciąży Zabraliśmy go do weterynarza tłumaczy Jarek. Myśleliśmy, iż zrobimy mu legowisko pod balkonem Jakże żałosne

W ten sposób pod balkonem? wybucha Jan. Potrzebuje ciepła i przytulności!

Dlatego chcemy z sąsiadami coś wymyślić kontynuuje. Może wspólnie znajdziemy rozwiązanie!

Ku zaskoczeniu Jana nie ma sprzeciwu. Matczyny instynkt zaczyna w nim dominować. Kornelia i Jan wyruszają, by odwiedzić każdego lokatora i zwołać nadzwyczajne zebranie.

Nikt nie chciał przyjąć psa, ale pojawił się pomysł: połączyć pieniądze na budkę dla psa, postawić ją pod balkon i utworzyć mały fundusz na karmę. Tak Agacie powstał własny dom.

Mała, przytulna budka wstąpiła pod budynek, jak miniaturowa kopia tego samego domu. Wnętrze wypełnili miękkimi szmatkami, stworzyli wygodne legowisko. Agata ostrożnie wślizgnęła się, nie obciążając bolącej łapy.

Powinniśmy napisać oświadczenie do starosty proponuje Kornelia. Niech wszystko będzie formalne.

Mieszkańcy gwałtownie podpisują dokument, a Kornelia dostarcza go osobiście na komisariat. Na szczęście funkcjonariusze przyjmują to ze zrozumieniem i oficjalnie zezwalają, by pies mógł pozostawać na terenie posesji.

Kiedy Kornelia wraca do swojego małego, uporządkowanego mieszkania, czuje spełnienie obowiązku, ale sen wciąż nie przychodzi. Po kilku próbach ubiera się i wychodzi zobaczyć Agatę.

Jak się masz? pyta, siadając na ławce.

Pies cicho jęczy. Ciepło już jej doskwiera, ból ustąpił, a najważniejsze przy niej jest człowiek, któremu powoli ufa.

Wrócę później obiecuje Kornelia. Może wymyślimy coś jeszcze lepszego

Jeszcze nie wie, co los jeszcze przyniesie.

Kornelia wciąż wozi Agatę do weterynarza, aż ta wyzdrowieje całkowicie. Młody lekarz, Marek, nie tylko dba o rudego psa, ale i o odpowiedzialną, szczerą Kornelię.

Proponuje jej małżeństwo, a razem z Agatą wprowadzają się do jego domu na wsi, gdzie jest miejsce dla wszystkich ludzi i zwierząt.

W międzyczasie Jan Król dowiaduje się, iż spodziewa się dziecka; ich dom staje się spokojniejszy, a gdy przyjdzie na świat mała Zuzanna, choćby surowa Helena przestaje narzekać i jedynie się uśmiecha.

Czwarty blok przeżywa pozytywne zmiany w życiu każdego lokatora, choć nikt nie pomyślał, iż wszystko zaczęło się tego dnia, gdy pod balkonem pojawił się rudawy pies.

A Kornelia, choć teraz mieszka gdzie indziej, zachowała niepohamowaną dobroć. Pewnego popołudnia, bawiąc się z Agatą i jej szczeniakiem, uśmiecha się i myśli:

Jestem tak szczęśliwa Dziękuję Ci, Wszechświecie! A wszystko to zaczęło się od naszej Agaty, psa z czwartego bloku.

Idź do oryginalnego materiału