Niewolnicy, moralność jako przystosowanie, akt I

odwieczna.com 5 dni temu
Zdjęcie: moralność


Moralność, kodeks moralny, normy, moda, klasyfikacja, maska, przystosowanie, konformizm. Zabawa w skojarzenia.

„Nie zapatruj się w żywoty minione, jak i we własne życie, co już przeszło. Nie zbieraj kopert próżnych.

Nie noś w sobie cmentarza. Umarli niosą mór.

I Monella rzekła jeszcze:

– Będę ci mówiła o twoich czynach.

Niech każda czara gliniana przekazana tobie skruszy ci się w ręku. Strzaskaj wszelką czarę, z której będziesz pił.

Zagaś lampę życia, którą podsuwa ci los. Bowiem wszelka lampa stara jest dymna.

Sam nie przekazuj sobie nic – euforii ni bólu.

Nie bądź niewolnikiem żadnej formy: ciała ani ducha.”

Żywoty urojone, Marcel Schwob

Masy są matrycą.

Ulegamy modom, choćby jeżeli niektóre jej elementy uwierają nas tu i ówdzie. Nie ma jak nasze zdolności adaptacyjne, idziemy za głosem tłumu, używamy sloganów charakterystycznych dla danej dekady, reguły życia dostosowujemy do panującej mody. Kameleon mógłby nam pozazdrościć ostrości języka, jego zasięgi w czasach mediów społecznościowych mają nieograniczone zasięgi, nie inaczej z ośmiornicą, biedulka powinna się zakopać na dnie oceanu, gdyby tylko wiedziała, jak wybitni jesteśmy w sztuce kamuflażu, nie wspominając jak potrafimy osaczyć słabsze od nas jednostki swymi mackami, wystarczy nam język, wzrok i klawiatura! Dodatkowo wyposażeni w kodaks moralny, który tak na marginesie, powinien zwać się kodeksem mody, jako masy potrafimy czynić cuda, z jednego potknięcia, czynu zakwalifikowanego jako niemoralny potrafimy skazać chamaipusa (stopa na ziemi = ośmiornica + kameleon) na wieczne potępienie. Człowiek i jego maska.

"Znał, rzec można, dwa typy moralności: przeciętną i wyższa, moralność tłumu i moralność mędrca. Tłum przekłada zdrowie nad chorobę, ciepło nad zimno, euforia nad smutek - i skarży się, gdy chory, gdy mu zimno i smutno; mędrzec zaś wie, iż przeciwieństwa są potrzebne, iż zło czyni dobro przyjemnym, a głód każe cenić nadmiar. To poczucie panujących wszędzie przeciwieństw było wspólnym motywem fizyki i etyki Heraklita."

Władysław Tatarkiewicz

Człowiek i jego maski, skorumpowani akceptacją!

Jaki jest sens „posiadania” emocji? Tak wiem – reakcja na otaczający nas świat, a śmiech to ponoć naturalny, wrodzony sposób na wyrażanie emocji / stanów naszego ducha. Jak nie znasz kodeksu moralnego grupy społecznej w której przebywasz, to masz przechlapane. Albo się dostosujesz albo będziesz na językach przemiłych sąsiadów i reszty przypadkowych ludzi, którzy otaczają cię w przedszkolu, pracy czy tramwaju. Chłonąc jak gąbki kodeks moralny, żyjąc w świecie „narzuconych”, czy też odziedziczonych norm moralnych i społecznych, czy mamy szansę na bycie sobą? A może wychodząc z domu zakładamy maskę sąsiada, ojca, właściciela sklepu czy sprzątaczki?

Na wokandę wywołuję śmiech! Ten ostatnio zalazł mi za skórę! Myślałam, iż śmiech jest śmiechem, oznaką radości, a jednak… podpadłam!

Śmiać trzeba się w odpowiednich momentach, w odpowiedni sposób, najlepiej serdecznie lub radośnie! Nie polecam śmiać się na pogrzebach czy podczas przemówień szefa, tu serdeczny śmiech nie zostanie doceniony! Śmiech nie jest tylko neutralną reakcją / emocją, śmiech może urazić, w związku z powyższym należy przed lustrem bądź widownią przećwiczyć, czy śmiejemy się naturalnie, szyderczo, nerwowo, a może nasz śmiech jest sztuczny? A co jeżeli obdarzony naszym radosnym usposobieniem rozmówca poczuje, iż sobie z niego drwimy?

Śmiejesz się bo ci do śmiechu, to uważaj w jakim towarzystwie wydajesz z siebie salwy śmiechu. Bywa niezręcznie, głupio i czasami chcielibyśmy zapaść się pod ziemię, bo ośmieliliśmy się wyrazić nasze emocje. Staram się zrozumieć ten kodeks moralny / mody, co wypada, a co nie, jednak przez cały czas nie opanowałam sztuki zrozumienia, dlaczego tak wielu ludziom śmiech, zwłaszcza donośny i energiczny kojarzy się z czymś ocierającym się o pogranicze szaleństwa. Czemu śmiech ma być poddawany osądowi społeczeństwa? Nie mógłby być po prostu śmiechem? Kameleon przybierając ludzką postać chyba oszalałby od naszych savoir-vivre a o dress code nie wspomnę. Skomplikowaliśmy życie do granic niemożliwości.

Kiedy zatracamy się w świecie „narzuconych”, czy też odziedziczonych norm moralnych i społecznych, zatracamy po drodze część siebie, ubieramy maski, kopiujemy zachowania innych jak papugi ludzką mowę.

"Istnieję, bo Maszyna mnie rozpoznaje lub przynajmniej widzi; żyję, skoro ręczy za to Maszyna, która nie zasypia ni się nie budzi, ale wiecznie czuwa; nie jestem zapomniany, skoro Wielka Maszyna zarejestrowała moje dane numeryczne lub cyfrowe."

Gorgio Agamben

Śmiech szaleńca, czy może proroka? Zależy kim jesteś, dla jednych staniesz się okazją do rozrywki, dla innych do badań. Mamy tak wiele wspólnego z Chat GPT, to kim jesteśmy w dużej mierze zależy od tego co „wgrano” nam na nasze twarde dyski, na jakich modelach nas tresowano.

Wspomnienia to pasożyt!

Społeczna maska

Giorgio Agamben

„Człowiek jest mianowicie istotą żywą, która jako istniejąca na sposób swojej mocy może zarówno daną rzecz, jak i jej przeciwieństwo, może zarówno działać, jak i nie. W większym stopniu niż inne istoty żywe naraża go to na błędy, ale jednocześnie pozwala mu swobodnie gromadzić i opanowywać swoje zdolności, zamieniając je w„umiejętności”. Rangę jego działania określa bowiem nie tylko miara tego, co może działać, ale także i przede wszystkim zdolność ustosunkowania się do swojej możliwości niezdziałania tego, (…) człowiek jest istotą, która może własną niemoc. (…)

Nic nie zubaża nas i nie pozbawia wolności bardziej niż to odepchniecie od niemocy. Człowiek odepchnięty od tego, co może zrobić, może przecież jeszcze stawiać opór, może jeszcze nie robić. Natomiast ten, kogo oddziela się od jego własnej niemocy, traci przede wszystkim zdolność stawiania oporu. Jedyną gwarancją prawdziwości tego, czym jesteśmy, jest paląca świadomość tego, czym być nie możemy, zaś wartość naszemu działaniu nadaje jedynie trzeźwe spojrzenie na to, czego nie możemy lub możemy nie robić. (…)

Łacińskie słowo persona– osoba – znaczyło pierwotnie „maska„; poprzez maskę jednostka zdobywa społeczną rolę i tożsamość. W starożytnym Rzymie każdą jednostkę identyfikowano imieniem wyrażającym jej przynależność do określonego gens – rodu, ten z kolei identyfikowała woskowa maska przodka, którą wszystkie patrycjuszowskie rodziny przechowywały w atrium swojego domu. Stąd już mały krok do uczynienia z „osoby” „osobowości”, określającej miejsce jednostki w dramatach i obrządkach życia społecznego: słowo „ osoba ” zaczęło oznaczać zdolność prawną i polityczną godność człowieka wolnego. Niewolnik nie miał ani przodków, ani maski, ani imienia, nie mógł więc mieć „osoby”, zdolności prawnej (servus non habet personam). Walka o rozpoznanie jest zatem walką o maskę, ale ta maska pokrywa się z „osobowością”, która społeczeństwo przyznaje każdej jednostce (albo z „osobistością”, która z niej czyni za powściągliwym niekiedy jej samej przyzwoleniem).

Nic więc dziwnego, iż posiadanie tożsamości jest dla człowieka od tysiącleci dobrem najpilniej strzeżonym i najbardziej zamiennym. Inne ludzkie istoty są dla niego ważne i niezbędne przede wszystkim dlatego, iż mogą go zidentyfikować.

(…)
W naszej kulturze „osoba-maska” ma jednak znaczenie nie tylko w sensie prawnym. Wniosła ona zasadniczy wkład w kształtowanie się osoby moralnej. Doszło do tego przede wszystkim w teatrze, za sprawą filozofii stoickiej, wzorującej swą etykę na stosunku aktora do jego maski. Stosunek ów jest poddany dwojakiemu działaniu: z jednej strony aktor nie może domagać się prawa do akceptowania lub odrzucania roli przypisanej mu przez autora, z drugiej – nie może całkowicie z nią utożsamiać. „Pamietaj – pisze Epiktet – iż jesteś aktorem grającym rolę w widowisku scenicznym, a do tego w takim widowisku, jakie spodobało się dramaturgowi ułożyć: w krótkim – o ile krótkie, w długim – o ile długie. o ile chciał, zebyć grał rolę żebraka, staraj się i tę rolę po mistrzowsku odegrać. I tak samo sie staraj, kiedy ci powierzy role chromego, monarchy albo szarego obywatela. Twoja bowiem jedynie jest rzeczą powierzoną ci role odegrać pięknie, sam wybór natomiast roli jest sprawa kogo innego„.

(…)

Osoba moralna jest zatem wynikiem pogodzenia się ze społeczną maską, a zarazem uchylenia się od niej: akceptuje ja bez zastrzeżeń, a jednocześnie prawie niedostrzegalnie się od niej dystansuje.”

Eksperci

„Ludzie nie mogą na dłuższą metę działać w sposób, który w świetle ich wiedzy jest sprzeczny z ich obrazem otoczenia. jeżeli są zdeterminowani, by działać w określony sposób, to muszą zmienić swoje wyobrażenia o otoczeniu, muszą nie dopuszczać do świadomości pewnych jego aspektów, racjonalizować. jeżeli jednak dostrzegają uporczywy fakt, na tyle natrętny, iż nie mogą gwałtownie zbyć tego jakimś wyjaśnieniem, to stoją przed trzema możliwościami. Mogą go rozmyślnie ignorować, choć w ten sposób osłabią samych siebie, przeszarżują swoją rolę i poniosą klęskę. Mogą go uwzględnić, ale zrezygnować z działania. Płacą za to wewnętrznym dyskomfortem i frustracją. Mogą też – i myślę, iż tak jest najczęściej – dostosować całe swoje zachowanie do poszerzonego otoczenia.

Pogląd, iż ekspert nie ma na nic wpływu, ponieważ pozwala podejmować decyzje innym, jest zupełnie sprzeczny z doświadczeniem. Im subtelniejsze elementy wpływają na decyzję, tym większa jest nieodpowiedzialna przed nikim władza eksperta. Co więcej, w przyszłości będzie miał z pewnością jeszcze większą władzę niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ istotne fakty będą coraz bardziej nieuchwytne dla wyborcy i funkcjonariusza. Wszystkie agendy rządowe będą tworzyć instytucje do spraw badań i informacji, które będą wypuszczały swoje macki i rozrastały się, tak jak departamenty wywiadu wszystkich armii świata. Eksperci będą jednak przez cały czas ludźmi. Będą się upajać władzą i staną przed pokusą, by przerodzić się w cenzorów i w ten sposób zawłaszczyć rzeczywistą rolę decyzyjną. jeżeli ich zadania nie zostaną odpowiednio określone, to będą skłonni przekazywać dalej tylko fakty, które uznają za stosowne, i przekazywać w dół tylko te decyzje, które pochwalają. Krótko mówiąc, przeobrażą się w sprawujących władzę biurokratów.”

Walter Lippmann

Czy moralność ameby, nietoperza, gazeli i człowieka pochodzi z tego samego źródła?

„Dlaczego ameby budują kolumny z własnych ciał, poświęcając swoje życie w tym procesie, aby inne osobniki mogły wspiąć się po nich i zostać przeniesione, na odnóżach niewinnego owada bądź też na skrzydłach wiejącego we adekwatną stronę wiatru, z dala od niedostatku pożywienia do miejsc w nie obfitujących? Czemu nietoperze wampiry pod koniec nocnego polowania dzielą się krwią, przelewając ją bezpośrednio do pyszczków tych członków kolonii, którym nie udało się zdobyć wystarczającej ilości pokarmu? Z jakich powodów gazele stojące na straży stada podskakują po zauważeniu lwa, świadomie narażając się na niebezpieczeństwo, tworząc barierę pomiędzy resztą grupy i głodnym myśliwym? I co ma to wszystko wspólnego z ludzką moralnością: czy nasze akty dobroci są w rzeczywistości pochodzenia naturalnego? Czy moralność ameby, nietoperza, gazeli i człowieka pochodzi z tego samego źródła?”

Cena altruizmu George Price

Przypominam sobie pewne poruszające popołudnie i drobne zdarzenie, niemal banalne, które sprawiło, iż długo rozmyślałem nad tym, co nazywa się „znaczeniem chwili”. Znaczenie chwili? Pozwólcie, iż parsknę śmiechem. Chwile naszego życia znaczą tyle, co garść popiołu.

Max Blecher

Platon - PAŃSTWO

„IV. — Więc powinniśmy — dodałem — tak myśleć o tych rzeczach, o ile to wszystko prawda, i iż z wykształceniem zgoła nie tak stoi sprawa, jak to mówią pewni ludzie, którzy się ogłaszają. Oni mówią, iż chociaż ktoś wiedzy nie ma w duszy, oni ją tam włożyć potrafią, jakby wzrok wkładali w oczy ślepe.

— Tak mówią — powiada.

— A nasza myśl obecna — ciągnąłem — wskazuje zdolność tkwiącą w duszy każdego człowieka i to narzędzie, którym się każdy człowiek uczy. Tak samo, jak oko nie mogło się z ciemności obrócić ku światłu inaczej, jak tylko wraz z całym ciałem, tak samo całą duszą trzeba się odwrócić od świata zjawisk, które powstają i giną, aż dusza potrafi patrzeć na byt rzeczywisty i jego pierwiastek najjaśniejszy i potrafi to widzenie wytrzymać. Ten pierwiastek nazywamy Dobrem. Czy nie?

— Tak.

— Więc tego właśnie — dodałem — dotyczyłaby umiejętność pewna — nawracania się; w jaki sposób najłatwiej i najskuteczniej zawrócić w inną stronę — nie o to chodzi, żeby człowiekowi wszczepiać wzrok, on go ma, tylko się w złą stronę obrócił i nie patrzy tam, gdzie trzeba — o to chodzi, żeby to zrobić najlepiej.

— Zdaje się — powiedział.

— Zatem inne tak zwane dzielności duszy gotowe jakoś być bliskie dzielnościom ciała. Bo rzeczywiście nie ma ich naprzód wcale, a później wszczepia je obyczaj i ćwiczenia. A ta, którą stanowi inteligencja, ma zdaje się raczej coś boskiego w sobie; coś, co nigdy siły nie traci, a tylko zależnie od momentu nawrócenia staje się czymś przydatnym i pożytecznym albo nieprzydatnym i szkodliwym. Czyś jeszcze nigdy nie zwrócił uwagi na ludzi, o których się mówi, iż są źli, ale mądrzy, jak bystro taka duszyczka patrzy, jak ostro widzi na wskroś wszystko, do czego się weźmie; ma, widać, niezły wzrok, a tylko musi słuchać złych skłonności, tak iż im ostrzej patrzy, tym więcej złego robi?

— Tak jest — powiada.

— Gdyby jednak — dodałem — taką naturę już od dziecka krótko trzymać i poobcinać jej wcześnie te niby kule ołowiane powiązane z dobrym jedzeniem i tego rodzaju przyjemnościami i z rozkosznymi przysmakami, które wzrok duszy skierowują ku dołowi, gdyby się taki chłopak tego pozbył, a obrócił się ku Prawdzie, toby tą samą swoją zdolnością tamte rzeczy widział najbystrzej w porównaniu z tymi samymi ludźmi, podobnie jak najbystrzej widzi te, którymi się dzisiaj interesuje.

— Prawdopodobnie — powiedział.

— No cóż? A czy to nie prawdopodobne — dodałem — a choćby to koniecznie wynika z tego, co się przedtem powiedziało, iż ani ludzie niewykształceni i z prawdą nic do czynienia niemający, należycie państwem rządzić nie będą, ani ci, którzy się swobodnie i wyłącznie tylko nauką zajmują. Dlatego, iż ci pierwsi celu w życiu nie mają jednego, który mając na oku, powinni by wszystko robić, cokolwiek by robili w życiu prywatnym i w publicznym, a drudzy dlatego, iż dobrowolnie pracować nie będą, bo im się zdaje, iż mieszkają gdzieś daleko, gdzieś na Wyspach Szczęśliwych.

— To prawda — mówi.

— A naszym zadaniem jest — powiedziałem — co najlepsze natury spośród mieszkańców zmusić, żeby dorosły do tego przedmiotu nauki, któryśmy poprzednio nazwali największym; żeby widziały Dobro i potrafiły odbyć tę drogę wzwyż, a gdy się tam wzniosą i dostatecznie Dobra napatrzą, nie pozwalać im na to, na co się im dziś pozwala.

— Na co takiego?

— Żeby tam zostały na stałe, a nie chciały zstępować z powrotem do tych ludzi, tutaj, okutych w kajdany, i dzielić z nimi trudów, i brać od nich zaszczytów — wszystko jedno, gorsze czy poważniejsze.

— No dobrze — powiada — ale wtedy zadamy im krzywdę i zrobimy to, iż ich dusze będą żyły gorzej, kiedy mogłyby lepiej.

V. — Zapomniałeś znowu, przyjacielu — tak odpowiedziałem — iż prawu nie na tym zależy, aby jakiś jeden rodzaj ludzi był osobliwie szczęśliwy; prawo zmierza do tego stanu dla całego państwa; harmonizując obywateli namową i przymusem, skłania ich do tego, żeby się z sobą dzielili tym pożytkiem, jaki każdy potrafi przynieść dla wspólnego dobra; prawo samo wytwarza takich ludzi w państwie nie na to, żeby potem pozwolić każdemu, niech sobie idzie, którędy sam zechce, ale na to, żeby się nimi posługiwać dla zjednoczenia państwa.

— Prawda — mówi — zapomniałem.

— Więc zastanów się, Glaukonie — powiedziałem — iż choćby nie wyrządzimy krzywdy naszym filozofom, tylko będziemy do nich mówili sprawiedliwie, przymuszając ich, żeby o drugich dbali i drugich strzegli. A będziemy im mówili, iż jeżeli się zdarzają tacy ludzie jak oni w innych państwach, to naturalne, o ile się nie biorą do pracy na miejscu, bo oni tam rosną sami z siebie, bez pomocy ustroju, który panuje w każdym państwie. A to jest rzecz sprawiedliwa, żeby to, co się samo rodzi i nikomu wychowania nie zawdzięcza, nikomu też nie miało ochoty spłacać kosztów wychowania. A tymczasem was myśmy dla was samych i dla reszty państwa spłodzili, jakby w ulu, na wodzów i na królów i wychowaliśmy was lepiej i doskonalej niż inni swoich; wyście lepiej od innych uzdolnieni, żeby być jednym i drugim. Więc powinieneś zejść teraz na dół jeden z drugim i mieszkać razem z innymi, i przyzwyczajać się do patrzenia w mroki. Jak się przyzwyczaicie, to będziecie widzieli o całe niebo lepiej niż ci tam, i potraficie rozpoznać każde widmo, co ono za jedno i skąd się wzięło, boście już oglądali prawdę w dziedzinie tego, co piękne i sprawiedliwe, i dobre. W ten sposób będziemy razem z wami państwem rządzili na jawie, a nie przez sen, jak to dziś w niejednym państwie rządzą ci, co walki z sobą staczają o cienie i o władzę, jak gdyby władza była jakimś wielkim dobrem.”

Karl Popper - platońska moralność

„Widzimy więc, iż Platon uznaje tylko jeden standard: interes państwa. Wszystko, co mu służy, jest dobre, cnotliwe i sprawiedliwe; wszystko, co mu zagraża — zle, słabe i niesprawiedliwe. Czyny służące interesom państwa są moralnej czyny zagrażające mu — niemoralne. Krótko mówiąc, Platoński kodeks moralny jest ściśle utylitarny, jest to kodeks moralności, który można nazwać kodeksem kolektywistycznego lub politycznego utylitaryzmu. W kodeksie tym kryterium moralności jest interes państwa. Moralność — tylko higieną polityczną.

Jest to kolektywistyczna, plemienna, totalitarna teoria moralności: „Dobre jest to, co leży w interesie mojej grupy, mego plemienia, mego państwa”. Nietrudno się domyślić, co taka moralność oznacza w stosunkach międzynarodowych: żadne państwo nie postępuje źle, dopóki jest silne; państwo ma prawo do gwałtu nie tylko w stosunku do swych obywateli, o ile przyczynia się to do wzrostu jego siły, ale także w stosunku do innych państw, o ile nie prowadzi to do jego osłabienia. (Tfen właśnie wniosek, to jest stwierdzenie amoralności państwa i w konsekwencji obrona moralnego nihilizmu w stosunkach międzynarodowych, wyprowadził Hegel.)”

Karl Popper

Szuflada Pasoliniego

„Jednocześnie nie ulega wątpliwości, iż Pasolini zginął, by tak rzec, we adekwatnym momencie i we adekwatnym miejscu. Jego śmierć jest tak wymowna nie dlatego, iż jej okoliczności były tak dosłowne, ale ponieważ można w niej dostrzec wymiar symboliczny. Po cichu i bezinteresownie dopełnił się bowiem wyrok, który społeczeństwo wydało na Pasoliniego już wcześniej, nadając mu wtedy formę tyleż delikatną, co zajadłą. Ów wyrok polegał zaś na prześladowaniu kulturalnym, sądowym i społecznym, któremu zamordowany był poddany przez ponad dwadzieścia lat (oskarżano go o wszystko, od „napadu z bronią w ręku” po „molestowanie seksualne”), na co z kolei on sam zawsze reagował, intensyfikując swe irytująco wnikliwe żarliwe oskarżenia. Pasolini, ten piewca i miłośnik ragazzi di vita[3] – hołubiony przez „oświeconych” macherów środków masowej komunikacji jako jednostka egzotyczna i wykształcona, a przez (pseudo)krytycznych konsumentów ich kulturalnych towarów (od moralizującej katolickiej prawicy po równie moralizującą laicką lewicę, przy czym nie chodzi tu wyłącznie o reprezentację parlamentarną) uznawany za postać ohydną, obsceniczną i narcystyczną – pragnął, aby jego wewnętrzny brak harmonii (jego własny świat, którego spokój zakłócały ograniczenia i narzucane przez społeczeństwo dogmaty) znalazł swój odpowiednik w „działaniu zakłócającym”, czyli działaniu prowokacyjnym, które korzystając z siły dialektyki, miało wywoływać moralny szok. Dialektyka i szok zaś stanowiły dla Pasoliniego uzupełniające się środki potrzebne do przeprowadzenia sokratejskiego ataku na zdrowy rozsądek.”

Serafino Murri – Portret artysty za życia (1917)

Marcel Schwob

„I Monella rzekła jeszcze:

– Będę ci mówiła o chwilach.

Patrz na wszystko poprzez pryzmat chwili.

Na los chwili oddaj twoje ja.

Myśl chwilę. Wszelka myśl, która trwa, jest sprzecznością.

Kochaj chwilę. Wszelka miłość, która trwa, jest nienawiścią.

Bądź szczery wobec chwili. Każda szczerość, która trwa, jest kłamstwem.

Bądź sprawiedliwy wobec chwili. Sprawiedliwość, która trwa, jest niesprawiedliwością.

Czyń w chwili. Wszelki trwający czyn jest królestwem umarłym.

Bądź szczęśliwy chwilą. Szczęście, które trwa, jest nieszczęściem.

Szanuj wszelkie chwile i nie czyń łączności pomiędzy rzeczami.

Nie opóźniaj chwili, przedłużyłbyś konanie.

Wiedz: każda chwila jest kolebką i trumną. Niechaj nowa i dziwna będzie ci wszelka śmierć i wszelkie życie.”

Wspomnienia to pasożyt!

Article Sources

Article Source: momblogsociety.com

Products: homesnugs.com

Idź do oryginalnego materiału