W starym, zaniedbanym budynku pulchna kobieta wytrzepywała dywan przez okno, nieświadoma, iż kurz osiadał na szczupłej kobiecie z mieszkania poniżej.

5 dni temu

W starym, zaniedbanym kamienicy w Krakowie, pulchna kobieta trzepał dywan przez okno, nie zauważając, iż pył osiada na chudej kobiecie z piętra poniżej.

Hej, grubaska, uważaj z tym dywanem! Włosy mi się zakurzą! wrzasnęła chuda, wściekła.

Pulchna odparła z sarkazmem:
Ach, kochanie, twoje włosy i tak wyglądają jak ptasie gniazdo. Z kurzem czy bez, różnicy nie ma.

Kłótnia nabierała temperatury, gdy nagle matka chudej pojawiła się z miotłą w dłoni i uderzyła w okno pulchnej.

Szybę mi wybijesz, żyrafo! odkrzyknęła pulchna.

Matka, stanowczo, rzuciła:
Zawsze szukasz guza, co? Słonico!

Gdy trzy kobiety wymieniały obelgi, złodziej przechodzący ulicą przyglądał się scenie. Uśmiechnął się podstępnie i pomyślał:

Kobiety… wiecznie się kłócą. Można to wykorzystać.

Tej nocy chuda wracała do domu, gdy nagle złodziej zagrodził jej drogę. Mówił cicho, ale groźnie:
Nie krzycz. Chodź ze mną.

Gdzie mnie prowadzisz? zapytała, drżąc.

Rozchylił wargi, ukazując żółte zęby.
W tę ciemną uliczkę. Będzie zabawa.

Oczy błyszczały mu jak u głodnego lisa. Chuda spróbowała krzyknąć:
Pomocy!

Natychmiast złapał ją za włosy i zatkał usta.
Jeszcze raz piskniesz, a rozwalę ci łeb warknął.

W oknach kamienicy zapaliły się światła, ale zamiast pomóc, sąsiedzi gwałtownie zasłaniali firanki, przerażeni.

Widzisz? drwił złodziej. Wszystkie się mnie boją. Śmieszne!

Powietrze zdawało się gęstnieć, jakby zbliżało się nieszczęście. ale nagle…

Złodziej oberwał mocno w głowę. Odwrócił się i ujrzał pulchną, dzierżącą miotłę jak broń.
Łajdaku, puść ją, bo pożałujesz! warknęła.

Wybuchnął śmiechem.
Ty? Sama? Słuchaj, hipopotamie, przed chwilą się z nią kłóciłaś, a teraz ratujesz?

Pulchna spojrzała na niego z zimną wściekłością.
Może się nie lubimy, ale nikomu nie pozwolę krzywdzić kobiety. Choć sama stoję, to nas jest więcej! Zawsze trzymamy się razem!

Złodziej znów się zaśmiał.
Jesteście słabe!

Wtedy za plecami pulchnej pojawiły się inne mieszkanki kamienicy: matka chudej, sąsiadki z garnkami, nożami, widłami i miotłami. W ich oczach płonęła determinacja.

Złodziej poczuł, jak strach ściska mu gardło. Dlaczego się boi? Przecież to tylko baby! Walczył z silnymi mężczyznami, choćby z uzbrojonymi policjantami… A tu nagle drży przed gromadą gospodyń? Coś tu było nie tak… Uciekać, albo zginie.

Powietrze stało się ciężkie, jak przed burzą. W każdej chwili te kobiety mogły rzucić się na niego jak wilczyce na schwianą zdobycz.

Dalej, dziewczyny! krzyknęła pulchna.

Ruszyły naprzód, a złodziej, sparaliżowany strachem, rzucił się do ucieczki, wrzeszcząc:
Pomocy!

Potknął się o kałużę, przewrócił na śmietnik, ledwie się podniósł i pognał jak opętany.

Kobiety ruszyły w pogoń, ale zatrzymały się. Nabrały tchu, a potem, jak rozwścieczona armia, podniosły w górę miotły, noże, garnki… Gotowe rozszarpać go na strzępy.

Gdy emocje opadły, pulchna podeszła do chudej.
Wszystko w porządku?

Tak… Dziękuję. Myślałam, iż nikt nie przyjdzie… odpowiedziała chuda, ze łzami w oczach.

Pulchna uśmiechnęła się.
Gdybyśmy trzymały się razem, świat byłby lepszy. Wspólnie jesteśmy silniejsze.

Tego dnia jedność kobiet pokonała tchórzostwo jednego mężczyzny. I pokazała, iż razem mogą stawić czoła wszystkiemu.

Idź do oryginalnego materiału