– Wy pewnie koper od pietruszki odróżniacie tylko po etykietach w sklepie! A jagody widzieliście chyba tylko w kompocie! – Warknęła urażona sąsiadka

5 godzin temu

Wy chyba tylko po etykietach w sklepie odróżniacie koperek od pietruszki! A jagody to chyba tylko w kompocie widzieliście! Warknęła urażona sąsiadka.

Walentyna i Wiesław przyjechali na działkę. Kupili ją jesienią, a teraz postanowili wszystko doprowadzić do porządku. Dom był piękny, nadający się do zamieszkania choćby zimą, ale z ogrodem i resztą terenu było sporo pracy.

Stary sad wymagał odnowienia. Nową saunę już zamówili, za tydzień przywiozą i zamontują, trzeba tylko wybrać odpowiednie miejsce.

Przy okazji planowali zbudować wiatę obok sauny na pranie, drewutnię i altankę. Dzieci obiecały przyjechać i pomóc w pracach.

Dobrze tu, cicho, można mieszkać cały rok. Jesteśmy przecież na emeryturze.

Sprawdziłem piwnicę w domu, trzeba tylko drzwi wymienić.

A ja obejrzałam tylną werandę. Pamiętasz, iż rozważaliśmy altankę? Niepotrzebna. Na werandzie jest duży okrągły stół i zabytkowe krzesła.

Wystarczy je odnowić, posłużą jeszcze sto lat. I widok stąd na sad. Będziemy pić herbatę i podziwiać. Tu też trzeba wymienić drzwi, mam wrażenie, iż ktoś był w domu zimą albo niedawno.

Tak. Najpierw drzwi. Zajmiemy się wszystkim na podwórku. Z ulicy kilka widać, a będzie ładnie. A przed domem trawnik i kwiaty.

Kwiaty już są, wieloletnie wychodzą, tylko trzeba zorientować się, co gdzie rośnie. Może coś trzeba przesadzić. Ale na to lato zostawimy tak, jak jest.

Po tygodniu przywieźli saunę, przyjechały dzieci. Zaczęło się urządzanie działki. Sąsiadka przyszła się przedstawić, jej wnuki cały czas kręciły się wokół domu.

Macie wnuki?

Mamy, będą przyjeżdżać.

A po co wam taki wysoki płot? My ze sąsiadami zawsze obchodziliśmy się bez ogrodzeń.

Bez ogrodzeń? A co tu było? Właśnie go zdemontowaliśmy. Płot był, tylko się zawalił. Wam było wszystko jedno, a nam zależy na porządku. I nie martw się, nie zabraliśmy wam ani centymetra. Płot stoi dokładnie na granicy.

A furtki nie będzie? Zawsze tędy chodziliśmy.

Masz na myśli gdzieś między nami? Nie, to nie w planach. Wejście tylko od ulicy.

A jak dzieci będą się bawić, wasze i nasze? Widzę, iż jabłonie wycięliście, a one bardzo je lubiły.

Nie wycięliśmy, tylko przycięliśmy i posadziliśmy nowe. A wasze dzieci niech się wspinają po waszych jabłoniach.

Wszystko u was nowe. A po co te krzaki wzdłuż naszego płotu?

Krzaki wzdłuż naszego płotu są dla urody!

Sąsiadka odeszła, ale wracała z nowymi pytaniami. Jej wnuki biegały po działce Walentyny i Wiesława, dopóki nie zamontowali nowej bramy.

Zadbaliście tu porządnie znów odezwała się sąsiadka. Zimą tu będziecie?

Zobaczymy.

A czemu zamknęliście bramę? Przed domem zawsze dzieci grały w piłkę, wygodnie, równo. Na ulicy samochody, a tu bezpiecznie.

U mnie wszystko zajęte warzywami, nie jak u was. Wy koperek od pietruszki odróżniacie tylko po etykietach w sklepie. A jagody to chyba tylko w kompocie widzieliście. Trzeba było być miłym.

Bramę zamknęliśmy, bo nie chcemy, żeby wasze wnuki tu gospodarzyły. Dwa dni temu wypuścili nasze kury, żadnej nie znaleźliśmy.

Macie kury? To znaczy, iż tu zostajecie?

Już tu jesteśmy.

Pod koniec sierpnia obchodzili urodziny Wiesława. Przyjechały dzieci i wnuki. Cała rodzina się zebrała. Mężczyźni grillowali, kobiety robiły sałatki i nakrywały stół na werandzie.

A no i my. Przyszliśmy po sąsiedzku pogratulować. Zawsze tak robiliśmy, bez zaproszenia. Jesteśmy sąsiadami. Dzieci już od rana wiedzą.

Szykujecie się, goście przyjechali, więc święto. Posiedzimy. Dzieciom razem weselej. W ogóle, dawno powinniśmy się zaprzyjaźnić.

Ale my was nie zapraszaliśmy. To rodzinne spotkanie. Nasze relacje to sąsiedzkie, nie rodzinne.

No, może kiedyś się to zmieni. Dzieci podrosną, może i spokrewnimy się zaśmiała się sąsiadka.

Nieważne, co jej mówili, ona i tak wszystko przekręcała i nie odchodziła. Jej wnuki już wszędzie się wdrapywały. Potrząsały jabłoniami i gruszami, weszły na dach sauny, dobrze, iż nie spadły.

Potem zainteresowały się kamieniami ułożonymi wokół budynków. Któryś zaczął rzucać nimi do basenu dmuchanego. Zauważyli to nie od razu. Dzieci z piskiem uciekły od basenu, gdy woda z niego wytrysnęła.

Co tam. Już prawie jesień, basen i tak trzeba sprzątać powiedziała sąsiadka. Dzieci się pobawiły.

Czas do domu!

A my choćby nie usiedliśmy, dzieci głodne. Nabiegały się, apetyt dopadł. No, wszyscy do stołu!

Uroczystość była zepsuta. Ale przed nimi był jeszcze jeden zjazd. Za tydzień dzieci znów przyjechały. Tym razem obchodzili rocznicę ślubu Walentyny i Wiesława trzydzieści pięć lat razem.

Ktoś wpadł na pomysł, by od razu zamknąć bramę. Jak się potem okazało, był to ich najmłodszy, siedmioletni wnuk.

Słychać było pukanie do bramy. Cała rodzina udawała, iż nic się nie dzieje. Pachniało kiełbasą z grilla i świeżością. Zrobiło się chłodniej.

Kiedy was w mieście spodziewać?

Jeszcze pomyślimy. Przed nami jesień, pożyjemy, zobaczymy. Jeszcze jabłka zbierać. W tym roku urodzaj świetny. Podoba nam się tu, oprócz sąsiadki, ale ona nam nie przeszkadza. Nauczyliśmy się sobie z nią radzić.

Wszyscy się roześmiali.

Goście rozjechali się, a Walentyna i Wiesław zostali. Przed nimi jesień, potem zima Spróbują. A jeżeli nie wyjdzie, zawsze mogą wrócić do swojego mieszkania w mieście.

A sąsiadka wyjechała. Okazało się, iż czas do szkoły dla niej i wnuków. Córka nie daje rady, więc babcia musi pomóc. Wiesław i Walentyna tylko westchnęli z ulgą. Dzięki Bogu, iż takich natrętnych sąsiadów już nie mają

Idź do oryginalnego materiału