Janowi, synowi Mickiewicza, nie było dane ciszyć się zbyt długo obecnością ojca. Gdy ten miał zaledwie miesiąc, poeta wyjechał na rekolekcje do Andrzeja Towiańskiego, znanego mistyka, zostawiając żonę w połogu wraz z gromadką dzieci. Niedługo później malec miał podupaść na zdrowiu, dlatego jego matka, Celina Mickiewiczowa, postanowiła nie czekać na powrót męża i sama ochrzciła dziecko. Małemu Jasiowi udało się zwalczyć chorobę, jednak jego dalsze życie nie było usłane różami.
REKLAMA
Zobacz wideo Weronika Książkiewicz ponownie w roli matki. To także surowa kuratorka w filmie „Pieprzyć Mickiewicza"
Jan i jego "fanaberie"
Adam powiedział kiedyś o Jasiu "Francuz, spekulant i wielki gadacz". Chłopiec ponoć był bardzo uzdolnionym dzieckiem, przejawiał wiele talentów i jak wspominają niektórzy historycy, "szczególnie dobrze szła mu nauka historii i języków". Jednak niedane mu było zbyt długo cieszyć się szczęśliwym dzieciństwem. Najpierw zmarła mu matka. Potem stracił ojca, bo Mickiewicz krótko po odejściu żony zaangażował się w wydarzenia polityczne, wyruszył do Konstantynopola, gdzie zmarł. Nagły zgon nastąpił podczas epidemii cholery (prawdopodobnie na tę chorobę, choć pojawiły się też sugestie, iż mógł zostać otruty).
Jan miał wtedy 10 lat. Opiekę nad dziećmi przejęła najstarsza z rodzeństw Mickiewiczów - dwudziestoletnia wówczas Maria. Nie pozostali jednak oni bez środków do życia. Znajomi, rodzina i wielbiciele poety złożyli się na specjalny fundusz, który miał zabezpieczyć przyszłość jego dzieci. Dzięki temu każde z nich mogło otrzymać odpowiednie wykształcenie. Jan zaczął studia prawnicze, które przerwał ze względu na wybuch powstania styczniowego. Natychmiast pojechał do kraju, by wziąć udział w walkach. Ostatecznie za broń nie chwycił, pracował jednak jako cywilny sekretarz, wysłannika Czartoryskich z Hotelu Lambert. Po upadku powstania wrócił do Paryża, gdzie uwidoczniły się jego "fanaberie". Już wtedy podejrzewano chorobę psychiczną, która w jego przypadku objawiała się z początku bardzo delikatnie.
"Z czasem Jaś zachowywał się coraz bardziej irracjonalnie – raz szwagier, Tadeusz Gorecki, przyłapał go na tańczeniu z drzewami i wyczynianiu jakichś uroków w Ogrodzie Luksemburskim. Również w ich domu często ginęły różne rzeczy. Miesiąc po osiągnięciu pełnoletniości sporządził testament. Jego zachowanie niepokoiło rodzeństwo (...), aż wreszcie w 1867 roku doktor Borzobohaty, przyjaciel Władysława, wyjawił najstarszemu Mickiewiczowi, iż jego brat zdradza objawy choroby psychicznej. Nie była to nowość w rodzinie Wieszcza – chorowała przecież i Celina, i jej wujostwo. Władysław jednak nie oddał Jana do zakładu, mimo zaleceń lekarza" - czytamy na portalu paryskiesalonyromantykow.pl.
Życie w odosobnieniu
Choroba Jana postępowała. Rodzeństwo zamartwiało się o bezpieczeństwo brata, a lekarze przekonywali, iż osoby przejawiające zachowania niebezpieczne, powinny zostać odosobnione. I tak też się stało. Zdecydowano umieścić Jana w szpitalu Charenton (zakład dla obłąkanych i chorych psychicznie), gdzie spędził ostatnie 16 lat swojego życia. Zmarł, mając zaledwie 40 lat.
Pochowano go na cmentarz Les Champeaux w Montmorency. Grobowiec rodziny Mickiewiczów istnieje tam do dziś.