Jak robię opryski, to ptaki się zlatują – mówi Zbyszek Chajęcki, rolnik, który dostarcza warzywa i owoce do Kooperatywy Dobrze w Warszawie. Ma gospodarstwo w Woli Magnuszewskiej, ponad 60 kilometrów na południe od stolicy. Cztery hektary. Stoimy w wielkim tunelu, a raczej w hangarze, z długimi, podwyższonymi grządkami. Jest tu papryka – dorodna, lśniąca. Intensywnie czerwona i zielona. Zielona, bo niedojrzała, czego dowiaduję się dopiero teraz, wcześniej myślałam, iż to inna odmiana. Ogórki smakują trochę jak arbuzy. Słodkawe. Są jeszcze pomidory, maliny. Wszystko mocno pachnie.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
W drugim tunelu zbieramy resztki fasolki szparagowej, próbujemy truskawek. Chajęcki, zgodnie z unijnymi wymaganiami dla rolnictwa ekologicznego, nie używa ani sztucznych nawozów, ani pestycydów, czyli inaczej niż w modelu konwencjonalnym rolnictwa nastawionym na maksymalizację plonów. Zbyszek stosuje nawozy organiczne z mikroorganizmami. Glebę nawozi obornikiem, ale jak sam mówi – z tym sprawa jest trochę skomplikowana, bo kilka gospodarstw, choćby ekologicznych, ma dzisiaj zwierzęta, więc obornik często pochodzi z gospodarstw konwencjonalnych, w których można stosować sztuczne nawozy i środki ochrony roślin, co oznacza, iż mogą być w nim obecne pozostałości pestycydów. Nie mogę dotknąć ani powąchać gleby, bo Chajęcki przykrywa ją czarną folią. Wygląda to mało ekologicznie, ale folia trzyma wilgoć i ciepło. Za to warzywa i owoce wyglądają pięknie, jak z obrazka w książce dla dzieci.
Glebę macam kilka tygodni wcześniej, kiedy trafiam do innego małego, trzyhektarowego gospodarstwa we wsi Czaniec w gminie Porąbka, 60 kilometrów od Katowic. Gospodarstwo zajęło pierwsze miejsce w konkursie na najlepsze gospodarstwo ekologiczne w województwie śląskim w 2023 roku. Wokół są tereny leśne, pagórki. Uroczo. Cicho. Mgła spowija pola. Gospodarstwo sąsiaduje z Parkiem Krajobrazowym Beskidu Małego i obszarem chronionym Natura 2000 – Beskid Mały. Jest soczyście zielono. Bardziej turystycznie niż rolniczo.
– Od dziecka pracowałam w gospodarstwie. Moi dziadkowie, a potem rodzice prowadzili je ekologicznie, podtrzymywali rodzinną tradycję – opowiada gospodyni Maria Sordyl. Gospodarstwo prowadzi z córką Barbarą.
Zwracam uwagę na oznakowane i ogrodzone sznurkiem dwa poletka. Podchodzę. Okazuje się, iż Instytut Ogrodnictwa – Państwowy Instytut Badawczy w Skierniewicach realizuje tu projekt badawczy: jedno poletko uprawiane jest zgodnie z doświadczeniem i ekozasadami gospodyni, drugie – według zaleceń naukowców, jak tłumaczy mi Maria. Naukowcy zaproponowali minimalne nawożenie mineralne, gospodyni nie używa sztucznych nawozów wcale. Oba pola są zazielenione. Dominują liście marchwi, ale między nimi wyrastają też inne roślinki. Znamy je jako niepożądane w uprawie chwasty. W Czańcu nazywane są „roślinami towarzyszącymi”. Gospodyni wyjaśnia mi, iż są potrzebne, bo – paradoksalnie – chronią uprawę i ziemię przed upałami, wiatrem i szkodnikami. Odsłonięta gleba ulega erozji wietrznej albo jest wymywana przez deszcze, a te rośliny stabilizują ją i chronią przed wypłukiwaniem. jeżeli nieuprawne rośliny są w Czańcu usuwane, to tylko manualnie, nie używa się do tego ciężkich sprzętów. Plewi się jak za dawnych czasów. Chwasty nie spędzają rolnikom snu z powiek.
Podobnie jak w książceRegenesis. Jak wyżywić świat, nie pożerając planety, autorstwa brytyjskiego dziennikarza, wielokrotnie nagradzanego za publikacje i zaangażowanie w ochronę środowiska, George’a Monbiota, który stwierdza: „Na wielu etapach życia roślin uprawnych, jeżeli gleba jest żyzna i zdrowa, konkurencja ze strony chwastów nie stanowi żadnego problemu. (…) Dzięki nim gleba jest przykryta. Pozbycie się chwastów nie jest ani możliwe, ani pożądane” (przeł. Andrzej Wojtasik).
Monbiot pisze o „zielonym nawozie” – to termin mylący, bo nie chodzi o substancje dodawane do gleby, ale o rośliny, które uprawia się po zebraniu plonów. Takie rośliny wsiewa się też w uprawy, na przykład koniczynę. Ta należy do grupy bobowatych, mających zdolność wiązania azotu z powietrza w glebie. Dzięki bakteriom żyjącym w długich korzeniach tych roślin pobierają one składniki mineralne z głębszych warstw ziemi.
Nie każda gleba ma takie szczęście i opiekę, jak ta w gospodarstwach ekologicznych. Większość upraw to rolnictwo intensywne, monokulturowe, gdzie na glebę leje się chemię, jeździ po nim ciężkim sprzętem i uważa się, iż nic złego się nie dzieje.
Ale nie każda gleba ma takie szczęście i opiekę, jak ta w gospodarstwach ekologicznych. Większość upraw to rolnictwo intensywne, monokulturowe, gdzie glebę traktuje się jako substrat, podłoże pod uprawę, na które leje się chemię, jeździ po nim ciężkim sprzętem i uważa się, iż nic złego się nie dzieje. Otóż nie. „Dopiero niedawno dotarło do nas, iż substrat, od którego zależy nasze życie, jest strukturą biologiczną” – pisze Monbiot. Według raportu opublikowanego w 2024 roku przez EU Soil Observatory (EUSO) procesy degradacji gleby dotyczą co najmniej 63 procent gleb w Unii Europejskiej (UE). Co roku w wyniku erozji wypłukiwanych jest około 1 miliarda ton gleby. Co to dla nas oznacza?
Magazyn dwutlenku węgla
O glebie myślimy głównie w związku z produkcją żywności, bo aż około 95 procent żywności pochodzi z upraw, ale z rozmów z ekspertami gleboznawstwa i ekologii gleby wyciągam wniosek, iż gleba odgrywa kluczową rolę także w kontekście katastrofy klimatycznej. I jest na tym polu bardzo niedoceniona.
– Jak wycinamy lasy, od razu to widać. Jak zanieczyszczamy rzekę – też. Wiemy, iż to niebezpieczne. A gleba? Po prostu jest i tyle. Nie widzimy, nie doceniamy jej. Nie ma w nas świadomości, iż trzeba ją chronić – mówi profesor Marcin Świtoniak z Instytutu Nauk o Ziemi i Środowisku Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Naukowiec podkreśla, iż gleba jest większym rezerwuarem węgla niż lasy. W glebie kumuluje się aż 2500 gigaton węgla, czyli trzy–cztery razy więcej w porównaniu ze wszystkimi roślinami na Ziemi. Gleba jest drugim, po oceanach, magazynem dwutlenku węgla – czytam w publikacjiSoil. The Hidden Part of the Climate Cyclewydanej przez Komisję Europejską w 2011 roku. I dalej, iż „w glebie magazynuje się więcej węgla niż w atmosferze (760 miliardów ton) i roślinności (560 miliardów ton) razem wziętych”. Ale przez to, iż przeobrażamy tereny dzikie na pola uprawne i intensywnie eksploatujemy glebę, przyczyniamy się do większego uwalniania zawartego w niej dwutlenku węgla.
Przeczytaj też:Jak nakarmić świat?
– Obrazowo: w glebie pod lasem równikowym procesy erozyjne praktycznie w ogóle nie zachodzą, tak samo u nas, pod lasami nie ma oznak zerodowania gleb. Natomiast tam, gdzie weszło rolnictwo, zasięg i liczba zerodowanych gleb to choćby 25–30 procent poszczególnych powierzchni. W skali globalnej rocznie z gleby do atmosfery dostaje się 60–90 gigaton węgla, podczas gdy cała działalność człowieka jest winna emisji około 9 gigaton. Czyli emisje z gleb są choćby 10 razy większe – tłumaczy Świtoniak. I, chyba na uspokojenie, dodaje: – Erozja to procesy naturalne, ale człowiek wpływa na ich intensywność, zasięg, częstotliwość. Różnica w tempie może być choćby tysiąckrotna! – kończy, a mój niepokój rośnie. Wychodzi na to, iż gleba w ogromnej części odpowiada za produkcję żywności i zatrzymuje więcej dwutlenku węgla niż lasy, co w obliczu prognoz ocieplenia klimatu jest istotne, a my ją mocno eksploatujemy i niszczymy, choćby o tym za bardzo nie myśląc, bo mamy ją pod stopami.

Powody do radości
Magdalena Kicińska przywraca wiarę w lepsze jutro.
Jak gleba się degraduje? Czym w zasadzie jest erozja? Świtoniak wyjaśnia, iż erozję dzielimy na wietrzną – to wywiewanie przez wiatr górnej warstwy gleby – i wodną, kiedy to deszcz wymywa glebę. Pozostawianie gleby bez pokrycia gęstą roślinnością, na przykład lasami, które wycinamy, wystawia ją na niszczące działanie wody opadowej i wiatru. W Polsce, jak podają modele erozji opracowane na początku XXI wieku przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa – Państwowy Instytut Badawczy w Puławach (IUNG), ponad 10 procent gleb może być wyraźnie degradowanych w wyniku oddziaływania erozji wodnej – głównie na obszarach podgórskich, na wyżynach lessowych, na przykład na Lubelszczyźnie czy w obrębie pagórkowatych pojezierzy północnej Polski.
– A wietrzna? – dopytuję.
– W 2019 roku byłem świadkiem burzy pyłowej pod Toruniem, gdzie zebrał się milimetr jasnego osadu. Było ładnie widać na czarnym materiale próchnicznym świeży materiał naniesiony przez wiatr z rozwianych okolicznych ziem. To była druga połowa kwietnia, gleby w Polsce powinny być mokre, ale było kilka lat suchych i ziemia była przesuszona – tłumaczy naukowiec.
Podaje też przykład z USA lat 30. XX wieku, kiedy przez równiny centralne, intensywnie eksploatowane przez rolnictwo, przeszły burze pyłowe (bowl dust) i na powierzchni miliona kilometrów kwadratowych ziemie zostały całkowicie zniszczone. Dwa miliony ludzi musiało się ewakuować. Po kilkudziesięciu latach gleba zaczęła się regenerować. Teraz ten problem mają Chiny czy państwa Sahelu, gdzie zintensyfikowano rolnictwo – burz pyłowych pod koniec XX wieku było kilkakrotnie więcej niż w pierwszej połowie XX stulecia, jak mówi naukowiec. Zgodnie z raportami International Soil Reference and Information Centre (ISRIC) te dwa rodzaje erozji zniszczyły już jedną trzecią użytkowanych rolniczo gleb na świecie.
Unia Europejska prawie dwie dekady temu próbowała przygotować projekt ramowej dyrektywy glebowej, która miała ograniczyć erozję i zagęszczenie gleby, pomóc utrzymać w niej materiał organiczny i zapobiegać jej skażeniom. W strategii ochrony gleby ogłoszonej 22 września 2006 roku dostrzeżono, iż „około 115 milionów hektarów, odpowiadające 12 procentom całkowitej powierzchni obszaru lądowego Europy, jest dotkniętych erozją wodną, natomiast 42 miliony hektarów – erozją powietrzną, a około 45 procent gleb w Europie, głównie na południu kontynentu, ale także w niektórych regionach Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, charakteryzuje się niską zawartością materii organicznej”. Mimo tych niepokojących danych Komisja Europejska dopiero w 2023 roku przedstawiła projekt dyrektywy o monitorowaniu gleb – to pierwsza taka ustawa, która dotyczy konkretnie ziemi i ma szansę na uchwalenie. Zakłada ona monitorowanie i ocenę gleb w celu przyjęcia metod zrównoważonego gospodarowania nimi i rekultywacji gleb zanieczyszczonych. Celem Unii Europejskiej jest osiągnięcie dobrego stanu wszystkich gleb do 2050 roku.
Przeczytaj też:Warzywo bez chemii? Ciemne strony żywności ekologicznej
– W projekcie dyrektywy o ochronie gleby zdefiniowanych jest kilkanaście zagrożeń prowadzących do najsilniejszej degradacji gleb w Europie, którymi Unia powinna się zająć. Z mojej perspektywy to przedsięwzięcie pozostało w powijakach ze względu na brak konkretnych regulacji wdrażających te przepisy w poszczególnych państwach – komentuje Świtoniak.
– A czy gleba się regeneruje? – dopytuję jeszcze naukowca, bo to wydaje mi się jedynym racjonalnym wytłumaczeniem, dlaczego tak późno zainteresowano się jej ochroną.
– Z perspektywy życia człowieka jest nieodnawialna, bo potrzebuje choćby kilkuset lat na pełne zregenerowane się, a w niektórych warunkach jej odbudowa jest niemożliwa. Jednak najczęściej degradacja gleby nie oznacza całkowitego jej zniszczenia, tylko spadek funkcjonalności ekosystemowej lub produkcyjnej. Człowiek ze złamaną nogą ma mniejsze możliwości niż zdrowy, ale przez cały czas jest żywym człowiekiem, który potrafi sporo zrobić – mówi Świtoniak. I dodaje, iż są sposoby, żeby ograniczyć emisje gazów cieplarnianych z gleby, na przykład technika bezorkowa, czyli niewywracania gleby do góry nogami.
Okazuje się, iż ludzka ingerencja w glebę jest duża, a ja naiwnie myślałam, iż skoro nie zwracamy na nią uwagi, to nie mamy też na nią aż tak dużego wpływu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak złożonym i delikatnym tworem jest gleba, iż ma swoją strukturę i miliony mieszkańców, którzy decydują o jej formie. O to, w jakim stanie są dzisiaj gleby w Polsce, pytam profesora Grzegorza Siebielca z Zakładu Gleboznawstwa Erozji i Ochrony Gruntów IUNG.
– Większość gleb w Polsce wytworzyła się na piaskach, więc ma tendencje do zakwaszenia. To naturalny proces, iż wymywają się z niej kationy zasadowe, jak wapń czy magnez. Ale to też sprawa nawożenia – większość nawozów działa zakwaszająco. Zakwaszenie gleb to najpilniejszy w Polsce problem, bo powoduje degradację innych cech gleby, większe narażenie na wysuszanie – tłumaczy badacz. Odczyn gleby to jeden z ważniejszych parametrów przy ocenie ziemi.
Super organizm
Gleba jest największym źródłem bioróżnorodności na Ziemi, z tego powodu porównuje się ją choćby do rafy koralowej. Na jednym metrze kwadratowym „użytku zielonego występuje około: 100 miliardów komórek bakterii (10 tysięcy gatunków), 50 kilometrów strzępek grzybów (100 gatunków), 100 tysięcy komórek pierwotniaków (100 gatunków), 100 tysięcy osobników nicieni (100 gatunków), tysiąc osobników niesporczaków, skoczogonków i roztoczy (100 gatunków) oraz łącznie 100 osobników, w tym 10 gatunków makro- i megafauny, takiej jak dżdżownice, mrówki, równonogi, pareczniki, płazy, gazy, ssaki i ptaki” – czytam w publikacjiOchrona bioróżnorodności gleby warunkiem zdrowia obecnych i przyszłych pokoleńwydanej przez IUNG w 2019 roku. Profesorka Magdalena Frąc z Instytutu Agrofizyki Państwowej Akademii Nauk w Lublinie pisze w niej, iż większość mikroorganizmów żyjących w glebie wciąż nie została poznana i stanowi czarną skrzynkę. Również Monbiot w Regenesiszaznacza, iż kilka wiemy o glebie: „Ekosystem ten był tak zaniedbany (…), iż dopiero zaczynamy odkrywać jego złożoność”, a niektórzy naukowcy uważają, iż jest ona rodzajem superorganizmu.
Jak to rozumieć? Czy garść ziemi ma jakieś ekstrawłaściwości, z których nie zdajemy sobie sprawy? Otóż – jak czytam w publikacjiOchrona bioróżnorodności– nie każdy kawałek ziemi jest glebą, a o tym, iż nią jest, decydują mikroorganizmy. Ich istotną funkcją jest udział w tworzeniu próchnicy – źle nam się to słowo kojarzy, ale w przypadku ziemi próchnica jest bardzo pożądana, bo to od jej ilości zależy żyzność gleby i właśnie w niej głównie magazynowany jest węgiel. Gleba „zawiera 45–65 procent węgla, 30–40 procent tlenu, 2–6 procent azotu oraz niewielkie ilości fosforu, wapnia, magnezu i siarki organicznej”. Ale dobroczynne działanie mikroorganizmów na tym się nie kończy.
– Rozkładają pierwiastki nieprzyswajalne dla roślin, wiążą toksyczne substancje, na przykład metale ciężkie, pomagają w detoksykacji gleby poprzez rozkład detergentów i pestycydów, chronią system korzeniowy roślin przed patogenami, produkują antybiotyki, które chronią rośliny, wydzielają enzymy stymulujące wzrost roślin, poprawiają strukturę gleby przez wytwarzanie śluzu i metabolitów – wymienia doktorka Beata Kowalska, mikrobiolożka z Zakładu Mikrobiologii i Ryzosfery Instytutu Ogrodnictwa – Państwowego Instytutu Badawczego w Skierniewicach. Niezbędna dla zdrowia i rozwoju roślin jest ryzosfera – miejsce wokół korzeni roślin, gdzie żyje najwięcej mikroorganizmów. Porównuje się ją choćby do ludzkiego jelita. – Wokół ryzosfery bakterie wraz z grzybami rozkładają materię organiczną na prostsze związki, które może zjeść roślina – żelazo, fosfor i inne pierwiastki – oraz wytwarzają hormony wzrostu i inne substancje pomagające roślinom rosnąć i się rozwijać – opowiada Kowalska.
Pułapka nawozów
– Czekają nas zbiory, ale już mamy wyniki, lepsza wyszła nasza – Maria Sordyl mówi z satysfakcją o marchewce posadzonej na uprawianym przez nią poletku i porozumiewawczo się uśmiecha. Wyciągam z ziemi jedną marchewkę. Jest mocno pomarańczowa i długa niemal na dwie dłonie. Gigant. Gdybym ją zobaczyła w supermarkecie, obstawiałabym, iż została nafaszerowana chemią. Otrząsam marchewkę z pozostałości ziemi – gleba charakterystycznie pachnie. Za ten ziemisty zapach odpowiada geosmina – organiczny związek chemiczny z grupy cyklicznych alkoholi, produkowany przez bakterie. Ziemia w Czańcu jest ciemnobrązowa, wilgotna, w grudach, które przypominają mi trochę popcorn czy …