Co powiedziałeś? Agnieszka zdrętwiała, czując w środku chłód. Jakub stał w drzwiach, mocno ściskając pęk kluczy. Jego zwykle ożywiona twarz skamieniała w maskę irytacji.
Nie mogę tak dalej żyć powtórzył tonem pozbawionym emocji. Ani ja, ani mama. Spakuj dzieci i przeprowadźcie się do Starej Wsi. Dom babci jeszcze stoi, dach cały. Jakoś sobie poradzisz.
Agnieszka patrzyła na niego jak na obcego. Dziesięć lat wspólnego życia, troje dzieci i taki wyrok. Wymierająca wieś, gdzie zostało kilka domów, bez sklepów, choćby bez porządnej drogi.
Dlaczego zaczęła, ale przerwał.
Bo mam dość Jakub odwrócił wzrok. Ciągłych pretensji, wiecznego narzekania, tego, iż siedzisz w domu z dziećmi. Mama ma rację stałaś się kwoką. Nie poznaję kobiety, którą kiedyś poślubiłem.
Łzy zawisły jej w gardle, ale Agnieszka je powstrzymała. Za ścianą spały dzieci Zosia i Staś, a najstarszy, Kacper, pewnie wszystko słyszał.
Gdzie będę pracować? Z czego żyć? jej głos był ledwo słyszalny. Jakub rzucił na stół kopertę.
Trochę pieniędzy na początek. I dokumenty domu od dawna jest na ciebie. jeżeli jesteś taka samodzielna, to teraz to udowodnij.
Odwrócił się i, nie mówiąc ani słowa, wyszedł. Po chwili zatrzasnęły się drzwi wejściowe.
Agnieszka powoli opadła na krzesło. W głowie wirowała jej jedna absurdalna myśl: Upiekłam jego ulubione jabłeczniki. Na śniadanie.
Dom powitał ich stęchłym zimnem. Agnieszka weszła, niosąc na rękach śpiącą Zosię, i poczuła, jak ściska się jej serce. Tu spędziła dzieciństwo wakacje u babci, zapach świeżego chleba, ziół na strychu, jabłek w piwnicy. Teraz był tylko kurz, pajęczyny i smak opuszczenia.
Kacper, poważny jak na swój wiek, wszedł do środka i otworzył okiennice. Przez brudne szyby przebijały się promienie kwietniowego słońca, rozświetlając kurz w powietrzu.
Zimno tu poskarżył się Staś, obejmując się ramionami.
Zaraz napalimy w piecu, będzie cieplej Agnieszka starała się brzmieć pewnie. Kacper, pomożesz mamie?
Chłopak skinął głową, nie patrząc na nią. Milczał całą drogę, odkąd usłyszał ostatnią rozmowę rodziców.
Na szczęście stary piec był sprawny. Gdy płomienie objęły brzozowe polana, a w izbie zrobiło się ciepło, Agnieszka odetchnęła z ulgą.
Mamo, długo tu zostaniemy? spytał Staś, oglądając stare fotografie na ścianie.
Nie wiem, kochanie odpowiedziała szczerze. Najpierw się zadomowimy, potem zobaczymy.
Pierwszą noc spędzili wszyscy razem w szerokim łóżku babci. Dzieci zasnęły szybko, zmęczone podróżą. Agnieszka leżała w ciemności, wpatrując się w sufit i zastanawiając, co ją do tego doprowadziło.
Rankiem, wyswobodzona z uścisków śpiących dzieci, wyszła na podwórze. Działka zarosła chwastami. Jabłonie, niegdyś rodzące obfite plony, stały pokręcone, z połamanymi gałęziami. Stara stodoła się przechylała, a studnia porosła mchem.
Agnieszka objęła wzrokiem swoje nowe królestwo i, ku własnemu zaskoczeniu, wybuchnęła gorzkim, rozpaczliwym śmiechem. Oto jej spuścizna. Jej nowy początek.
Pierwsze dni na wsi wydawały się niekończącym się koszmarem. Każdego ranka budziła się z nadzieją, iż znajdzie się w mieszkaniu, usłyszy brzęk ekspresu i głos Jakuba.
Mamo, kiedy tata przyjedzie po nas? pytała Zosia, przyzwyczajona do niedzielnych spacerów z ojcem.
Wkrótce, słoneczko odpowiadała Agnieszka, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to, czego sama nie rozumiała.
Telefon milczał. Jakub ignorował jej telefony. Pewnego dnia przyszła krótka wiadomość: Macie wszystko, czego potrzebujecie. Dajcie mi czas.
Czas. Na co liczył? Że zrozumie, jak źle mu bez rodziny? A może przeciwnie iż całkowicie wymaże ich z życia?
Pod koniec pierwszego tygodnia stało się jasne, iż pieniądze, które zostawił Jakub, nie wystarczą na długo. Piec wymagał naprawy, dach przeciekał, a jedzenie trzeba było kupować. Najgorsze jednak było odkrycie, iż w tej wsi po prostu nie ma pracy.
Może wrócicie do miasta? zaproponowała jedna z nielicznych sąsiadek, pani Wanda. Agnieszka pokręciła głową: Nie mamy dokąd wracać. Ale tu przynajmniej mamy dach nad głową.
Tego dnia postanowiła oczyścić ogród. Ziemia, zaniedbana przez lata, zarosła chwastami, ale Agnieszka pamiętała, jak hojne były niegdyś grządki jej babci.
Kacper, pomożesz? zwróciła się do najstarszego. Chłopak tylko skinął głową, wciąż milczący i wycofany.
Pracowali razem, wyrywając korzenie chwastów i rozbijając twarde bryły ziemi. Dłonie, przyzwyczajone do lekkich prac domowych i klawiatury komputera, gwałtownie pokryły się odciskami. Wieczorem bolał ją kręgosłup, a ramiona miał