19kwietnia 2025
Drogi pamiętniku,
Zdarzyło się coś, co po raz pierwszy uświadomiło mi, iż niektóre rzeczy widzisz dopiero wtedy, gdy przestajesz na nie patrzeć. Wszystko zaczęło się od tego, czego nie dostrzegłem cienia.
Cień mojej córki.
Nie było go.
I od tego czasu nie powrócił.
Ma na imię Jagoda, ma dwanaście lat. Uwielbia jeść maliny, rozwiązywać równania i tańczyć wymyślone koreografie z TikToka przed pękniętym lustrem w łazience. Przez pierwsze dwanaście lat jej życie przypominało szaloną melodię kłakane warkocze, brudne skarpetki i ciągłe nucenie nieudolnych piosenek.
Do trzech tygodni temu było tak samo.
Trzy tygodnie temu zaczęła wracać do domu o pierwszej w nocy.
Pierwszej nocy prawie osłabłem, gdy drzwi frontowe skrzypnęły tak późno. Leżałem na kanapie, czekając na jej powrót po dodatkowych zajęciach. Powinna była być w domu najpóźniej o 18:30. Gdy minęła dwudziesta, dzwoniłem do szkoły, do koleżanek, do korepetytora nikt jej nie widział.
A o pierwszej w nocy wpadła przez drzwi.
Spokojna. Zbyt spokojna.
Wyskoczyłem z miejsca.
Jagodo! Gdzie byłaś? Ja
Podniosła powoli rękę i rzekła:
Nie martw się, dotarłam cała.
To było wszystko.
Bez łez.
Bez przeprosin.
Bez strachu.
Zamknęła się w swoim pokoju i zamknęła na klucz.
Stałem wpatrzony w podłogę przez dłuższą chwilę. Coś w powietrzu było lodowate, jakby przyszło z zamrażarki. Światła w korytarzu mrugały raz, potem ustabilizowały się. Myślałem, iż za dużo rozmyślam. Dzieci w jej wieku potrafią być dziwne, prawda?
Błąd.
Następnejka znowu o pierwszej w nocy. I znowu bez słowa wyjaśnienia, taki sam ton.
Tym razem zauważyłem coś innego. Przeszła obok lampy w jadalni a jej cień nie poszedł za nią.
Po prostu nie było.
Ani konturu, ani formy, nic.
Włączyłem wszystkie światła, kazałem jej stać pod nimi. Żadnego cienia. Twarz oświetlona, podłoga za nią pusta. Podeszła do mnie i zapytała:
Co się dzieje, mamo?
Złapałem oddech. Nic. Tylko zmęczenie.
Skinęła głową i odeszła. Patrzyłem na nią, gdy odchodziła. Ciało się poruszało, ale cień nie podążał.
Następnego dnia zadzwoniłem do szkoły, by zapytać, czemu tak późno wypuszczają ją codziennie. Pani po drugiej stronie wahała się, po czym odpowiedziała:
Pani, córka nie przychodzi na lekcje od ostatniego sprawdzianu minęło ponad trzy tygodnie. Wysyłaliśmy kilka notatek, a pani ich nie odbierała.
Serce zamarło.
Codziennie rano wychodzi, szepnąłem. Ubrana w mundurek, ma butelkę wody.
Sprawdziłem lodówkę po rozmowie. Butelka wody wciąż stała na półce, nienaruszona, dokładnie tak jak zostawiłem ją po ostatnim sprawdzianie.
Tamtej nocy nie spałem. Zgasłem wszystkie lampy, usiadłem przy oknie salonu i czekałem.
O dokładnie pierwszej w nocy wrota frontowa otworzyły się same.
I weszła.
Jagoda, ale nie Jagoda.
Z zewnątrz wyglądała tak samo, ale oczy nie mrugały jak dawniej. Oddech miał dziwny rytm. Spojrzała na mnie i przechyliła głowę.
Dlaczego nie śpisz, mamo? zapytała.
Uśmiechnąłem się wymijająco. Czekam na ciebie.
I powiedziałem coś, czego nie planowałem:
Gdzie jest twój cień?
Uśmiechnęła się, ale nie ustami czymś zimnym, niewidzialnym.
Został w domu.
Przeszła obok mnie.
Kiedy przeszła przed dużym lustrze, na chwilę pojawiło się coś wyższe niż ona, z oczyma ogromnymi i uśmiechem tak wąskim jak nóż.
Odciągnąłem twarz, serce waliło, dłonie drżały.
Teraz leży w swoim pokoju. Śpi w łóżku. Oddycha. Cicha. Spokojna.
A jej cień
Czy to jej prawdziwy cień?
Myślę, iż czeka na zewnątrz. I czeka, by wejść.
—
20kwietnia 2025 Odcinek 2: Coś drąży pod drzwiami
Od kiedy Jagoda wróciła, dom nie oddycha tak jak kiedyś.
W dzień wszystko wydaje się normalne. Jagoda wstaje, siada, ale nie je śniadania miesza płatki, przegląda zeszyty, śpiewa cicho piosenki, których nie znam. Teksty nie są w żadnym znanym języku. Po południu znika.
Nie mówi gdzie idzie. Nie pyta o pozwolenie. Drzwi otwierają się i zamykają same o 18:45 ani minutę wcześniej, ani później. A ja stoję w ciemności, czekając, z coraz bardziej dręczącym pytaniem:
Czy to naprawdę moja córka?
Zauważyłem małe rzeczy. Ściany zdają się oddychać kiedy Jagoda jest w domu. Pęknięcia w suficie lekko się rozszerzają pod jej obecnością. Rośliny, które pielęgnowałem latami, więdną jedynie w jej pokoju, jakby coś niewidzialnego je dotykało nocą.
Pewnej nocy obudziłem się z pragnienia. Przeszedłem obok jej drzwi była uchylona. W środku nie spała.
Siedziała na brzegu łóżka, plecami do mnie, nucąc tę bezsłowną melodię, czesząc lalkę bez oczu.
Za nią na ścianie zobaczyłem cień nie jej.
Był wyższy, cieńszym, poruszał się przed nią, nie za nią. Jakby prowadził ją.
Pobiegłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi, przestawiłem krzesło. Modliłem się. Bóg nie odpowiedział, gdy zło wszedł z własnej woli.
Następnego dnia podjąłem desperacki krok. Porównałem najnowsze zdjęcie Jagody z tym sprzed miesiąca. Oczy kiedyś jasnobrązowe, teraz szarozielone, jak stojąca wody. Źrenice nie były okrągłe, a pionowe, jak u kota lub węża.
Postawiłem mąkę w korytarzu pułapkę.
O pierwszej w nocy usłyszałam otwarcie drzwi, delikatny krok, a potem pod stopami coś się przesuwało. Zrobiłam wrażenie, iż śpię, ale jedno oko było szeroko otwarte.
Jagoda stała w progu mojego pokoju, nie mówiła nic, nie ruszała się. W mące nie było ludzkich odcisków, a jedynie cienkie linie, jakby długie pazury przesuwały się po podłodze, zostawiając za sobą zakrzywioną linię, przypominającą ogon.
Rano znalazłam pod poduszką notatkę. Nie była napisana ręką słowa wydawały się wypalone w papierze:
Mamo, jestem uwięziona. To nie ja. Nie wpuszczaj jej jutro.
Teraz boję się, bo jest już po północy, a brama przed domem sama się otwiera.
—
21kwietnia 2025 Odcinek 3: Głos zza drzwi
1:00. Wskazówka zegara kliknęła, a frontowe drzwi otworzyły się same.
Stałem w salonie, notatka była w ręku, serce waliło jakby chciało wysiąść z klatki piersiowej. Nie podszedłem, by ją przywitać. Schowałem się za firanką, telefon wyciszony, światła zgaszone.
Usłyszałem kroki. Jeden, dwa, trzy. Nie były lekkie jak nastolatka. Były ciężkie, jakby ktoś niósł coś lub nie był w pełni ludzki.
Potem usłyszałem jej głos.
Mamo już jestem.
Ale nie była to jej głos. Była zbyt niska, echem, jakby dwie usta mówiły jednocześnie. Jedna próbowała brzmieć jak Jagoda, druga przeciągała sylaby jak pazury po szkle.
Mamo jesteś przytomna?
Klamka drzwi obróciła się. Nie wdychałem. Nie weszła. Stała przy drzwiach, przyłożyła czoło i zaczęła płakać. Łzy nie były wilgotne; były suche, kruszące się, jakby coś w jej wnętrzu się rozrywało.
Mamo jest zimno. Otwórz mnie
Chciałem jej pomóc. To była moja córka przynajmniej w części.
W pamięci rozbrzmiała notatka: To nie ja. Nie wpuszczaj jej jutro. Zrozumiałem, iż prawdziwa Jagoda jest poza domem, a to co jest wewnątrz, nie jest nią.
O 3:33 drzwi zamknęły się, kroki oddaliły, cisza powróciła, a ja w końcu zaczerpnąłem powietrze.
Rano zajrzałem do pokoju Jagody. Łóżko było puste, ale na nim stała pudełko, owinięte czarną tkaniną, z ludzkim włosiem jako wstążką. W środku leżała lalka dokładna kopia mnie.
Nad jej głową wyryto: Ty będziesz następna.
—
22kwietnia 2025 Odcinek 4: Lustro, które nie odbija
Następny dzień był nierealny. Jagoda nie pojawiła się w szkole, nie odebrała wiadomości od koleżek. Telefon był wyłączony. Lalka w jej łóżku wciąż patrzyła przerażonym wzrokiem.
Próbowałem ją spalić. Nie płonęła. Pachniała jak spalone mięso.
O 12:55 postawiłem przed drzwiami lustro. Nie wierzyłem w przesądy, ale w desperację. Chciałem zobaczyć, co przychodzi co noc.
1:00. Zamek kliknął. Siedziałem w ciemności na podłodze, wstrzymując oddech. Drzwi otworzyły się powoli. Weszła w niebieskiej kurtce, plecakiem na ramieniu, włosy związane. Skóra bladą bladością.
Cześć, mamo powiedziała, jak zwykle. Nie spojrzała na mnie, patrzyła w lustro. Nie odbijała się w nim nic.
Co to? zapytała, uśmiechając się lodowato.
Nic, kołysanko odparłem, łamiąc głos. Jak szkoła?
Bardzo dobrze odparła, choć lekcja fotosyntezy odbyła się dwa tygodnie wcześniej. Przeszła obok lustra, ale nie rzuciła żadnego cienia, nie pojawiła się w odbiciu. Powietrze w pokoju stało się lodowate.
Zasnąłem przy zamkniętych drzwiach, trzymając lalkę w torbie, którą zakopałem w ogrodzie. O 3:00 usłyszałem śmiech nie z korytarza, ale z szafy. Otworzyłem powoli. Lalka siedziała tam, z nowym uśmiechem, trzymając kosmyk mojego włosa.
Zabrałem lalkę do kościoła. Ksiądz nie chciał jej dotknąć, tylko mruknął: Pasożyt. Wytłumaczył, iż są istoty, które kopiują, uczą się i wkradają się pod pretekstami zaproszenia.
Pytam: Gdzieś jest moja córka?
Ksiądz patrzy ze smutkiem. jeżeli jej cień nie podąża, może już nie jest w tym świecie.
Zamontowałem kamery, by uchwycić prawdę. Pokazały, iż Jagoda wchodzi nie przez drzwi, ale spada z dachu, jak rozcięta marionetka. Przemierza korytarz, a za nią czołga się coś bez kształtu, z pazurami przesuwającymi się po ścianach. Gdy spojrzała w kamerę, rzekła: Mamo, przestań patrzeć. Ekran zgasł.
—
23kwietnia 2025 Odcinek 5: Tam, gdzie idzie, gdy wychodzi
Po nagraniu nie mogłem spać. Zniszczyłem kamery, wyrzuciłem lalkę do rzeki, modliłem się przy każdym oddechu. Jagoda wciąż przychodzi o 1:00, coraz zimniejsza, coraz doskonała, coraz pusta.
Rano przeszukałem jej tornika. Nie było podręczników, tylko ziemia czerwona, wilgotna, jakby pochodziła z grobu. W środku kartka:
Jest w szkole. To ja wracam. Nie pytaj więcej.
Zadzwoniłem do szkoły.
Czy Jagoda uczęszcza? spytałem, łamiąc się.
Pani, nie widzieliśmy jej od miesiąca.
Dlaczego nie dzwoniliście?
Myśleliśmy, iż pani odebrała ją na pogrzeb. Nie pamięta pani? usłyszałem w jej głosie, jakby zastygła w czasie.
Zrozumiałem, iż ktoś pod moją twarzą żyje. Dzień później czekałem na jej przybycie. Schowałem się za firanką. 1:00 cisza, potem stłuczone kroki na dachu, ciało spada jak bezdusza. Zeszła do mojego pokoju.
Z drzwi na pół otworzyło się coś niemożliwego: szafa sama się otworzyła. Z wnętrza wyszła druga dziewczynka, brudna, bladej twarzy, wargami zszytymi nitką. Trzymała się za ramiona, milczała. Impostorka przytuliła ją i szepnęła: Już prawie gotowa. Obie spojrzały na mnie i w jednym głosie: Mamo, teraz twoja kolej.
Uciekinąłem, nie pamiętam schodów, tylko bieg po ulicę boso, krzycząc. Nie było świateł, sąsiedzi spWtedy zrozumiałem, iż jedyną drogą ucieczki jest wyzwolić prawdziwą Jagodę, choćby jeżeli miałoby to kosztować moje własne istnienie.