Anna Konopka: O opolskim zoo zrobiło się ostatnio głośno w związku z truchłami zwierząt, które w chłodni zoo przeleżały choćby dziesięć lat. I pewnie dalej by tam leżały, gdyby nie czerwcowa awaria chłodni i wydobywający się z niej smród. Wiele osób zachodzi w głowę, jak w ogóle do tego doszło. Czy zoo brakuje odpowiednich procedur?
Aleksandra Czechowska, dyrektorka zoo w Opolu: Procedury są kluczowe. To coś, co trzyma cały ogród w pewnej organizacji: i naszej pracy, i organów, które nas kontrolują.
– Ale tu ewidentnie kontroli zabrakło.
– Nie zgodzę się. Procedury są jasne. Martwe zwierzęta należy wywieźć z ogrodu. I od kiedy kieruję pracami zoo, każdorazowo tak się działo. Dlaczego poprzednie kierownictwo tego nie robiło, tego nie wiem. My robimy swoje w oparciu o procedury i przepisy wynikające z ustaw.
– Pani szefowanie trwa od ponad pół roku. Czy Lesław Sobieraj, który na początku roku zwolnił fotel dyrektora po 35 latach, zostawił pani „w spadku” inne niedopilnowane sprawy?
– Nie oceniam pracy poprzedniego kierownictwa i tego, co zaszło w tej sprawie w czasach dyrektora Sobieraja. Na to, co było w przeszłości, nie mam wpływu. Odnoszę się do tu i teraz.

– Jak się pani dowiedziała o tym zaniedbaniu?
– Chłodnia, w której przez lata leżały zwłoki, jest duża, składuje się tam także niezjedzoną przez zwierzęta żywność mięsną, odpady. Nie przyszło mi do głowy, by bez przyczyny zapytać pracowników o to, czy w jej głębi leżą od lat jakieś niezutylizowane zwierzęta. Tym bardziej, iż jak wspomniałam procedury jasno określają co należy robić z martwymi zwierzętami. Jednak chłodnia się zepsuła i przypomniał o nich wydobywający się z niej odór.
– I mleko się wylało…
– Sama przeżyłam szok i zarządziłam wprowadzenie procedury, która powinna wejść w życie co najmniej pięć lat temu, a może wcześniej. A brzmi ona, iż zwierzęta, które padły, wywozimy niezwłocznie. Właśnie po to, by nie stwarzać niepotrzebnego zagrożenia, np. iż coś się zepsuje, czy zabraknie nam miejsca w chłodni.
Chcę zaznaczyć, iż zwłoki zwierząt czy karma pochodzenia zwierzęcego w chłodni nie są niczym dziwnym. Na bieżąco jakieś się tam pojawiają – zwierzęta rodzą się i umierają. Trzeba podkreślić, iż gdy w styczniu padły kangury czy Maciek, takin złoty, transport do utylizacji ich zwłok był wezwany od razu. Jednak w oczekiwaniu na przyjazd np. latem, przy wysokich temperaturach konieczna jest chłodnia. Z oczywistych względów.
– Dlatego tak trudno pojąć, iż feralny „zestaw”, w którym była m.in. słynna jaguarzyca Bora, ciężko było przeoczyć. Pracownicy o niczym nie wiedzieli?
– Rozumiem tłumaczenie osoby ściśle współpracującej z poprzednim dyrektorem, iż martwe zwierzęta należały do gatunków szczególnie cennych, zatem pozyskanie ich skóry, kłów czy pazurów może skutkować nielegalnym handlem i nieść konsekwencje prawne. Takie gatunki mogą być też materiałem badawczym dla studentów.
– To znaczy, iż należy je przechowywać dłużej?
– Moim zdaniem, te zwierzęta były tu na tyle długo, iż nie stanowiły już łakomego kąska dla żadnej ze stron. Jednak pracownik nie miał pozwolenia od dyrektora na ich utylizację. Nie wiem z czego to wynikało i nie mogę tego zweryfikować. Dlatego też nie mam logicznego wytłumaczenia dla tej sytuacji.
– Ktoś poniesie konsekwencje za tę sytuację?
– To zawsze specyficzna sytuacja dla zespołu, gdy zmienia się szef po ponad 30 latach pracy. Być może nie każdy był gotowy od razu na bezpośrednią rozmowę z nowym dyrektorem. A może to dlatego, iż nie wszystko w zoo odbywało się transparentnie. Wobec pracownika, który miał wiedzę o sprawie, wyciągnęłam stosowne konsekwencje, które przewiduje regulamin pracy. Odbyły się rozmowy dyscyplinujące. Nikt zatrudnienia nie stracił.
– Cała ta sytuacja to niewątpliwie najczarniejszy koszmar dla kogoś, kto debiutuje w roli szefa. Czy coś jeszcze panią zaskoczyło?
– Od marca mieliśmy 24 kontroli, w tym 14 z udziałem lekarza powiatowego, oraz po 2,5-miesięcznej kontroli z Państwowej Inspekcji Pracy i szeregu innych kontroli, np. straży pożarnej czy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, mogę stwierdzić, iż dotąd panował w zoo organizacyjny nieład. Jestem przy tym świadoma zarówno sukcesów hodowlanych poprzedniego kierownictwa i tego, jak dziś ogród wygląda. I ten poziom chcę utrzymać. Ale na obecnym etapie wiem też, ile rzeczy trzeba podciągnąć i naprawić.
– Na przykład?
– Choćby w zakresie kadrowym, procedur, zarządzeń lub ich braku, w BHP czy w kwestii wybiegów, dobrostanu zwierząt i weterynarii.
– Co się już zmienia pod pani sterami?
– Wcześniej przez rok byłam wicedyrektorem ds. administracyjno-organizacyjnych i zajmowałam się głównie dokumentacją, a ogród i kwestie hodowlane były w rękach innego pracownika i dyrektora.
Od początku jestem świadoma tego, jakiej wagi pracę wykonują pracownicy hodowlani i techniczno-gospodarczy. W jaki sposób potrafią pracować. Dlatego ich rola znacznie wzrosła. Trzeba rozumieć, iż to od nich się wszystko zaczyna i na nich kończy. Żaden wywiad lekarski bez nich nie byłby możliwy, a później, np. podanie leków.
Promujemy ich pracę i wiedzę także szeroko w social mediach. Słuchamy ich i zapraszamy znacznie częściej do rozmowy przy okrągłym stole. Razem planujemy wybiegi, transporty, sposób leczenia adekwatny dla danego zwierzęcia. Nikt z administracji nie jest tak ważny, jak opiekunowie zwierząt. Ten pokój jest wciąż pełen ludzi, a ja jestem otwarta na pomysły i nie chcę, by pracownicy je ukrywali.
– Wcześniej takich rozmów nie było?
– Być może nie na taką skalę. Poza tym konkretne działy do tej pory pracowały dość hermetycznie. Stawiam teraz na większą transparentność i szerszą współpracę pomiędzy pracownikami z różnych działów.
– Co z zapowiadaną poprawą dobrostanu zwierząt?
– Już od kilku miesięcy w tym zakresie współpracujemy z Uniwersytetem Jagiellońskim – z zespołem ds. Dobrostanu Zwierząt. Eksperci przyjeżdżają do Opola, nadzorują nas, podpowiadają, co warto zmienić w zakresie zdrowia i życia naszych podopiecznych. To m.in. poprawa parametrów żywieniowych czy dobór lepszych form zabawy. Nowością jest kooperacja zoo z dwoma lekarzami weterynarii, z czego jeden pracuje na etacie. w tej chwili prowadzimy nabór na specjalistę od dobrostanu zwierząt na etat.
– Jakie jest teraz największe wyzwanie przed zoo w Opolu?
– Przygotowujemy się do przekształcenia w spółkę. Bierzemy przykład z większych ogrodów. To pozytywny trend, który pozwoli przede wszystkim zarabiać i rozwijać ogród poprzez inwestycje. Dziś jesteśmy jednostką miejską, więc miasto nas utrzymuje, co wyklucza inną działalność.
Czy planowane są jakieś inwestycje?
– Na ten rok największą inwestycją była regulacja zasad BHP i ogólne porządki, jak poprawa stanu dachów, zwiększenie zwierzętom dostępu do świeżego powietrza itp. To jest trochę tak, jak kupujemy nową szafkę do domu i byśmy chcieli postawić ją przy słabo pomalowanej ścianie. Dlatego zaczynam od rzeczy, które należy zrobić natychmiast.
– A co z większymi projektami?
– O nich będzie można mówić za jakiś czas. Myślę np. o parku sensorycznym dla dzieciaków, który przybliży proces ewolucji: od prostych organizmów jednokomórkowych, po naczelne. Żyjemy w takich czasach, iż albo nauczymy nasze dzieci, jak chronić przyrodę, albo będą one ją niszczyć. Przez interesujące inicjatywy i zajęcia zoo może wpłynąć na propagowanie zasad ekologii w szerszym wymiarze. A zacząć można od nauki odpowiedzialności za rośliny czy za zwierzę.
– Zoo pani marzeń to…
– Reintrodukcja wielu gatunków, w tym tygrysów, do naturalnych warunków. Edukacja od najmłodszych lat na temat tego, jak będzie wyglądała nasza planeta, a także zdrowe i zadowolone zwierzęta żyjące w warunkach ogrodowych. Chcę też tworzyć zespół ludzi, którzy realizują się w pracy.
– Na koniec wróćmy jednak na ziemię, bo pozostaje pytanie jak zoo zamierza wybrnąć z ostatniego kryzysu wizerunkowego?
– Dostaliśmy wiele słów wsparcia od sympatyków naszego zoo, którzy widzą zmiany jakie zaszły i pochwalają kierunek jaki obraliśmy. Chcemy żeby tak pozostało. W temacie, o którym rozmawiamy wydaliśmy oświadczenie i odcinamy się od działalności poprzedniego kierownictwa. Wykonujemy swoją pracę najlepiej jak potrafimy i po pracy nas poznacie, ja się mawia. A ta praca jest doceniana nie tylko przez odwiedzających, ale też ekspertów, którzy kontrolują ogród.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania