O godzinie siódmej rano obudził mnie głośny szczekanie mojego psa, który desperacko próbował mnie dobudzić, i zobaczyłam coś przerażającego

2 tygodni temu

O wpół do siódmej rano obudził mnie gwałtowny szczek mojego psa, który na wszelkie sposoby próbował mnie dobudzić i ujrzałam coś przerażającego.
Dziś rano przytrafiło mi się coś, czego nie zapomnę do końca życia.
Było już prawie siódma. Na zewnątrz panowała jeszcze poranna cisza, a ja cieszyłam się rzadkim dla siebie wolnym weekendem. Od wczoraj byłam kompletnie wykończona nie miałam sił choćby na zwykły poranny spacer z psem. Spałam jak kamień, a we śnie wszystko było spokojne i zwyczajne.
Nagle poczułam, iż coś ciężkiego przygniata moją klatkę piersiową. Przez sen otworzyłam oczy przede mną stał mój pies, Burek. Wspiął się na mnie łapami i wpatrywał się uważnie w moją twarz.
Czego chcesz? zamruczałam i znów zamknęłam oczy, myśląc, iż po prostu jest głodny albo domaga się spaceru.
Ale on nie odszedł. Wręcz przeciwnie zaczął uparcie dreptać po mnie, lizać mnie po policzku i cicho skomleć, jakby mnie do czegoś wzywał. przez cały czas nie rozumiałam, dlaczego tak natrętnie mnie budzi. Kiedy go zignorowałam, nagle zaszczekał tuż przy moim uchu, wskoczył na łóżko i zaczął szczekać głośno, ostro, z jakimś rozpaczliwym zniecierpliwieniem.
Wtedy znów otworzyłam oczy i zauważyłam coś dziwnego. W końcu zrozumiałam, dlaczego Burek zachowywał się tak nietypowo.
Otworzyłam oczy i poczułam ostry, dziwny zapach. Nie od razu zorientowałam się, co to jest. Ale po chwili mózg jakby mnie kopnął: spalenizna. I stawała się coraz silniejsza.
Zerwałam się gwałtownie, serce waliło mi tak mocno, iż czułam je w skroniach. Wyskoczyłam z łóżka, boso wybiegłam do przedpokoju i zamarłam.
Z korytarza ciągnęła się gęsta, szara chmura dymu, która już wdzierała się do mojego pokoju. A w salonie szalał ogień płomienie pożerały połowę pomieszczenia, trzeszcząc i rozsypując iskry.
Burek stał obok, szczekał na ogień, potem znów patrzył na mnie, jakby poganiał: Szybko!.
Chwyciłam telefon, drżącymi palcami wybrałam numer straży pożarnej i, nie tracąc ani chwili, wybiegłam z psem z mieszkania.
Dopiero na zewnątrz, gdy byliśmy już bezpieczni i próbowałam złapać oddech, dotarło do mnie: gdyby nie on, przez cały czas bym spała i mogłabym się już nie obudzić.
Później okazało się, iż wieczorem prasowałam ubrania i, będąc śmiertelnie zmęczona, zapomniałam wyłączyć żelazko. Pozostawione na bluzce spowodowało pożar.
Niczego nie pamiętałam. Ale Burek wyczuł dym wcześniej niż ja i zrobił wszystko, żeby mnie obudzić.
Gdyby nie on może nie opowiadałabym teraz tej historii.

Idź do oryginalnego materiału